poniedziałek, 25 maja 2015

"Słodkie życie w Paryżu"

Słodkie życie w Paryżu. Smaki francuskiej kuchni i smaczki paryskiego życia
David Lebovitz
   Paryż kręcił mnie od małego. Zobaczyć Wieżę Eiffla jest na szczycie moich marzeń, odkąd pamiętam. Ciekawe jest to, że nie wiem, skąd u mnie takie upodobanie, bo nikt z mojej rodziny nie chciał jechać do Francji (bynajmniej o tym nie myślał).
   Czytałam chyba ze trzy książki z Paryżem w tytule, ale ta na pewno była najlepsza! Autorem jest amerykański kucharz i cukiernik, który postanawia przeprowadzić się do Paryża i opowiada swoje wrażenia. Książka to istny przewodnik po życiu w Mieście Miłości. Kuchnia, adresy sklepów, wiele porad dla kucharzy co gdzie znaleźć. Rozdział o polityce, maniery Francuzów, ich życie codzienne, dużo wspomnień i wiele przepisów - to wszystko znajdziecie w "Słodkich życiu...".
   Czyta się lekko, autor często ironizuje, wplata francuskie słowa i zwroty. Opowiada o Paryżu przez pryzmat własnych doświadczeń, więc można to uznać za trochę mało obiektywne. Chociaż z drugiej strony mówi jak jest; rodowity Francuz pewnie by bronił swoich rodaków.
   Jeśli ktoś szuka opisów paryskich zabytków, nie znajdzie tu żadnego. Jeśli już to sklepu z czekoladkami albo domu towarowego. Lebovitz nigdy nie wjechał na Wieżę Eiffla, więc nie powzdychacie nad opisem widoków z jej szczytu. Autor nie skupia się na mieście jako takim, lecz na jego mieszkańcach. Uważam, że to dobrze, bo do opisu Luwru jest przewodnik, a z niego nie dowiem się, że Francuzi wpychają się w kolejki, złoszczą się na pytanie o zawód i ubierają się "wyjściowo", nawet idąc ze śmieciami. Polecam każdemu, kto chciałby się w przyszłości wybrać do Paryża, a już tym bardziej, gdy chce tam zamieszkać.


"Życie w Paryżu nie zawsze jest usłane różami. (...), niezależnie od miejsca, w którym
spróbujecie zapuścić korzenie, czekają was wzloty i upadki."





sobota, 16 maja 2015

"Dopóki nie powiem do widzenia"

Dopóki nie powiem do widzenia
Susan Spencer-Wendel, Brett Witter 

   "Niezwykle optymistyczna i podnosząca na duchu książka" - przeczytałam na okładce książki. Do jakieś jej połowy byłam trochę zawiedziona. Jednak, gdy zmieniłam nastawienie, książka nabrała dla mnie formy, jaką ją stworzono. Dodała wiary w ludzi, napełniła optymizmem. A dlaczego?
   "Dopóki nie powiem do widzenia" to autobiografia amerykańskiej dziennikarki, która zmaga się z rzadko spotykaną chorobą - ALS, czyli stwardnienie zanikowe boczne. Powoduje zanik mięśni i z czasem całkowicie obezwładnia. Ale nie o tym jest książka. To nie jest poradnik jak walczyć z chorobą, jak się z nią żyje czy jak jej zapobiegać. Autorka opowiedziała swoje wewnętrzne zmagania i ostatni rok życia. Nie był to ostatni, ale na tyle się nastawiła. Zmarła dopiero po trzech latach od wykrycia choroby. Kobieta nie zgadza się na leczenie, zamiast tego wyrusza w podróże, o których marzyła, odkrywa swoje korzenie, stara się uszczęśliwiać innych i przede wszystkim - żyje pełnią życia. W jej myślach nie ma miejsca na użalanie się nad sobą. Tylko przez chwilę była załamana, ale miała zbyt wiele spraw do załatwienia, by trwało to zbyt długo.
   Urzekła mnie pomoc niesiona jej przez innych ludzi. Nikt jej nie zostawił w potrzebie, bynajmniej nic o tym nie pisze. Przyjaciele Susan byli w gotowości w każdej chwili. A jej mąż? Opiekował się nią przez cały czas, pomagał we wszystkim, w czym trzeba było, bo w miarę rozwoju choroby, kobieta mogła robić coraz mniej.
   I wreszcie dążenie do spełnienia swoich marzeń. Podróże, prezenty dla bliskich, napisanie książki. Choć Susan szybko przestała chodzić, nigdy się nie zatrzymała. Jak dla mnie kobieta jest fantastyczna i naprawdę warto ją postawić sobie za wzór.
   Książkę czyta się lekko i przyjemnie. Utwór jest podzielony na niedługie rozdziały, a to dla mnie ważne, gdyż lepiej mi się czyta. Daję bardzo mocne osiem i podpisuję się pod tym, że jest "Niezwykle optymistyczna i podnosząca na duchu".

"Liczy się podróż, nie cel"
 
  
"Nie opłakuj tego, co było (...). Z otwartymi ramionami witaj, co nowe."


"Cóż, jeśli nie możesz zmienić okoliczności, zmień swoje nastawienie (...).
Jesteś przecież panem swojego umysłu."


"...przyjmuj życie takim, jakie jest. Pracuj, walcz, ale akceptuj.
Nie zmuszaj realnego świata, żeby wpasował się w twoje marzenia.
Rzeczywistość jest lepsza."

"Lęk przed potencjalnym zagrożeniem to nie sposób na życie."

środa, 13 maja 2015

Raj.

Wyobraźcie sobie taką sytuację...
 Maj.
Słońce otula Was swoimi promieniami.
Leżycie na trawie, czujecie zapach bzu.
A w tle słyszycie piękną muzykę graną na pianinie.

Trafny tytuł posta? Tak właśnie dzisiaj czułam się z Ewą, leżąc na trawniku obok naszego akademika, a Wojtek ćwiczył na pianinie. P.O.E.Z.J.A., nic więcej :3
Z tego powstały takie oto fotencje :)

Taki widok z ziemi
Dajemy "lajka" dla słoneczka
Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam tyle kolorów tulipanów na raz,
jak przed naszym akademikiem
Mój ulubiony kolor bzu
Od mojej artystki :*
A tu sama Ona :D

Na koniec mam dla Was dwie piosenki zespołu LemON, na którego koncercie byłam z Ewcią w niedzielę i którego zaczęłam od tej pory słuchać :)

To tyle :) Jeszcze w tym tygodniu wracam z recenzją książki "Dopóki nie powiem do widzenia" oraz długo oczekiwanym finałem opowiadania o Ali i Maksie :)
Dobranoc