niedziela, 25 stycznia 2015

Filmowy weekend

Im bliżej sesji tym więcej człowiek ma do zrobienia :P (zasada nr 1 studentów :D ). Oczywiście wszyscy pilnie się uczymy, ale w przerwach między nauką, żeby mózg się nie przegrzał, warto zrobić coś innego, np. obejrzeć film :D Ja w ten weekend obejrzałam aż 4 :) Ale nauczyłam się na tekstologię, poligrafię i liznęłam ortografii :D
Dobra, nie o tym tu mowa. Króciusieńkie opinie na temat obejrzanych filmów i przemyślenia z nimi związane.

"Ósmoklasiści nie płaczą" (2012)
Bardzo wzruszająca historia o pierwsze miłości, dorastaniu i śmiertelnej chorobie. Akki jest zwykłą nastolatką. Chodzi do szkoły, gra w piłkę nożną i razem z przyjaciółmi wybiera szkołę średnią. Jest też Joep, który z początku nie budzi sympatii, ale trzeba dać mu szansę. Jak każdemu.
Niestety dziecięcą beztroskę przerywa zupełnie niedziecięca choroba - białaczka. Walka z czasem, oszukiwanie samej siebie, że jest dobrze, niegasnąca nadzieja...
Film przekonał mnie, że nie warto chować uraz, że nie warto się kłócić z nikim. Odstawmy to na bok, bo nigdy nie wiemy co się tej osobie zdarzy i jak będziemy żałować tego, że zmarnowaliśmy tyle czasu.
Naprawdę warto obejrzeć, choćby po to, żeby poznać dokładnie całą historię, bo jest zbyt piękna, żebym ją streszczała.
9/10


Kurczę, wstawiłabym Wam pięknego gifa, ale się powstrzymam, bo by Wam popsuł ideę obejrzenia filmu ;) Więc dalej...


"Niech będzie teraz"(2012)

Tessa ma białaczkę i nie zostało jej wiele życia dlatego chce go w pełni użyć. Tworzy listę rzeczy do zrobienia i skrupulatnie spełnia punkt po punkcie. Na jej drodze staje przystojny sąsiad - Adam.
Z nim realizuje kolejne punkty i spędza ostatnie tygodnie życia.
 Tessa uświadomiła mi, że trzeba korzystać z każdej chwili, bo nigdy nie wiadomo, ile nam ich zostało. Za to miłość Adama... Wiedział, co go czeka przy chorej dziewczynie. Ale zaryzykował.
Więcej nie piszę, musicie go obejrzeć :) 
8/10

"Chwile... Nasze życie składa się z serii chwil. A każda z nich jest podróżą do samego końca. Pozwól im odejść. Pozwól im wszystkim odejść." 





"Miłość bez końca" (2014)
Historia o pierwszej miłości, o przebaczeniu, o walce. Jade jest osamotnioną dziewczyną, odsuniętą od rówieśników przez śmierć brata i pogoń za wymarzonymi studiami. Duma swojego taty zaczyna się buntować, gdy poznaje Davida i zakochują się w sobie bez pamięci. Muszą walczyć o swoją miłość co oczywiście nie jest takie proste i nie obędzie się bez dramatów, wyjazdów i rękoczynów.
8/10

"Bywa, że bratnią duszę znajduje się już na progu dorosłości, a co jeśli ja pozwolę jej odejść? Do końca życia będę tego żałować."
"Czas leczy rany i pozwala zapomnieć o bólu (...) wkrótce stanie się tylko wspomnieniem."
"Jeśli pisana wam wspólna przyszłość, kiedyś się odnajdziecie, jeśli nie, pewnego dnia obudzisz się i odkryjesz, że już o niej nie myślisz, wtedy będziesz wolny." 
"Moja pierwsza miłość okazała się tą jedyną, taką, której się nie odrzuca, od której się nie ucieka i której się pragnie. Tak wielką i mocną, że nigdy się nie kończy, nigdy nie blaknie, nigdy się nie nudzi. Taką, o którą się walczy, bo takich chłopaków nie wypuszcza się z rąk."

"Cudownie tu i teraz"
Sutter to rozrywkowy licealista, dla którego liczy się tylko to co teraz. Nie planuje iść na studia, nie traktuje poważnie swojej przyszłości. Nawet nowa dziewczyna, z pozoru do niego niepasująca, nie zmienia jego nastawienie. Są ze sobą szczęśliwi, ale osobowość Suttera bierze górę i niszczy sielankę i ich związek. Ale każdy kiedyś dorasta, prawda? Ostatni cytat opisuje idealni to, co zawsze uważałam. Trzeba żyć chwilą, ale należy też pamiętać, że jutro też jest dzień i trzeba walczyć o lepsze jutro. I o to, żeby coś znaczyło. Żebyśmy my znaczyli.


"Dobrze jest żyć co tu i teraz, ale najlepsze jest zawsze to, że jutro będzie nowe tu i teraz. Sprawię, że każde będzie coś warte." 



Ja idę wypocząć przed kolejnym ciężkim tygodniem, a Wy może polecicie mi jakieś filmy o miłości nastolatków? :) Będę bardzo wdzięczna :)
Chcę jeszcze napisać, że być może w tym tygodniu pojawi się nowe opowiadanie :) Ale nie obiecuję, bo mam jeszcze dużo roboty :)

Dobranoc :* 

środa, 14 stycznia 2015

Spotkanie po latach cz. VII (ostatnia)

Sms-a przeczytałam o godzinie ósmej . Miałam cztery godziny do wyjazdu Roberta, a po drodze jeszcze zajęcia. Teoretycznie miałam do 12.30, ale mogłabym nie iść na historię literatury. Ale po co mam tam iść? Przecież między nami wszystko skończone!
Sprzeczne myśli przelatywały mi z prędkością karabinu maszynowego. Nie mogłam się na niczym skupić, spóźniłam się na autobus, na zajęciach jakby mnie nie było. Gdy o 10.30 wyszłam z sali pojawił się problem: iść na zajęcia czy jechać na PKS? Potrzebowałam jakiegoś znaku, czegokolwiek. Same myśli i ukryta tęsknota za Robertem mi nie wystarczały. Chciałam jakiegoś... gromu z jasnego nieba.
I wtedy on nastąpił. 

***
A ku ku :D Wiem, że pewnie ostatnio Wam wkurzam tymi zwrotami akcji, a teraz jeszcze przerywam wtedy, gdy nie potrzeba, ale musi się dziać i musi być ten dreszcz emocji :D
Myślałam nad zakończeniem i miałam dwa pomysły. Szkoda mi było wybrać tylko jeden, więc zróbmy tak: ja napiszę oba, a Wy wybierzecie, który wolicie :D
Trochę spoileruję, ale wiadomo, że są dwie opcje, więc wybierzcie tę, która jest bliższa Waszemu wyobrażeniu :)

Na razie kończę z opowiadaniami, bo zbliżają się zaliczenia, sesja, więc mam sporo roboty, a nie chcę, żeby coś innego zaprzątało mi myśli. Zapraszam na mojego drugiego bloga z opowiadaniem (link w "Tu mnie znajdziecie"), on będzie uzupełniany niezmiennie co tydzień. Tym czasem trzymajcie się i czekam na opinie :)

niedziela, 11 stycznia 2015

Spotkanie po latach cz. VI



Następnego dnia babcia Roberta zaprosiła mnie na obiad. Potem spacerowaliśmy po Krakowskim Przedmieściu. Robiliśmy sobie mnóstwo zdjęć, zaszliśmy do kawiarni. Zamówiliśmy kawę i szarlotkę, która okazała się być najlepszą szarlotką jaką kiedykolwiek jadłam. Robert twierdził, że jego babcia jak miała siły robiła lepszą, ale teraz już jej się nie chce. Pochodziliśmy jeszcze trochę po Lublinie i zwinęliśmy się do mnie, obejrzeć jakiś film, zamówić pizzę i posiedzieć po prostu we dwójkę. Zostały nam dwa dni. Za dwa dni Robert wracał do siebie, a ja do rzeczywistości.
Mój facet już nic nie wspominał o rzekomych zaręczynach. Ja za to myślałam nad tym cały wczorajszy wieczór. Czy ja bym chciała za niego wyjść? Traktowałam go raczej jako chłopaka, ale nie na wieki wieków. Było nam dobrze, ale czy to by miało wystarczyć, żeby się pobrać?
Ale co ja się zastanawiam, jak ja mam dopiero dziewiętnaście lat! Dwadzieścia w tym roku. Przecież nie wyskoczy mi z zaręczynami skoro mieszkamy od siebie tak daleko i nasz związek głównie opiera się na telefonie i Facebook’u.
Jakże się myliłam…
Gdy weszliśmy do mojego akademika przy recepcji okazało się, że nie ma nikogo, co mnie zdziwiło, bo o tej porze wszystkie dziewczyny powinny być. Ale mój chłopak znowu wszedł z Agatą w konspirację i gdy otworzyłam drzwi pokoju i zapaliłam światło, moim oczom ukazał się stół pokryty czerwonym obrusem papierowym i zastawiony dwoma talerzami, sztućcami i jedzeniem. Kurczak był jeszcze gorący, więc Agata musiała wiedzieć, że za moment będziemy.
- Podoba ci się? – Robert szepnął mi do ucha.
- Agata?
- Tym razem pomogły mi wszystkie twoje koleżanki. Są bardzo uczynne.
- Oczywiście – podeszłam do stołu.
- Jedzmy, bo wystygnie – zarządził i odsunął mi krzesło.
Kurczak był wyśmienity, nie wiem jak Agata to zrobiła jak na nasze akademickie warunki, ale byłam pod wielkim wrażeniem. Było też wino, które o dziwo też mi smakowało, bo zazwyczaj stroniłam od niego. Widziałam po zachowaniu Roberta, że coś jest nie tak. Kręcił się na krześle jakby miał robaki, miał rozbiegany wzrok i mało mówił.
- Kochanie, wszystko w porządku?
- Dlaczego pytasz?
- Dziwnie się zachowujesz.
- Tak właściwie to jest coś, o czym muszę ci powiedzieć.
- Tak?
- Widzisz, zastanawiałem się nad naszym związkiem. Może i znamy się od tych paru lat, a tak naprawdę od paru miesięcy, nie widujemy się często, ale wiem, że cię kocham i nigdy nie przestanę, rozumiesz?
- Do czego dążysz?
Wstał.
- Tosia, może jestem szalony, a może po prostu zakochany, ale… - klęknął przede mną na jedno kolano - … wiem czego chcę – sięgnął do kieszeni marynarki. – Dlatego chcę cię zapytać, czy za mnie wyjdziesz? – Otworzył pudełeczko, w którym był niewielki złoty pierścionek. – Wiem, że to nie jest ten sam co wczoraj oglądaliśmy, ale na razie mnie na niego nie stać – zaśmiał się.
Mi nie było do śmiechu. Nie miałam łez szczęścia w oczach, ani nie cieszyłam się ze swojego szczęścia.
- Żartujesz, prawda? – zapytałam poważnie.
- Nie, dlaczego miałbym żartować z takich rzeczy? – uśmiech mu trochę przygasł, ale nie całkiem.
- Robert, ja mam dopiero dwadzieścia lat!
- I co z tego? Inne dziewczyny w twoim wieku mają już dzieci.
- Ale ja nie jestem „inna”!
- Kochanie, nie musimy od razu organizować ślubu, chcę cię tylko „zaklepać” – zaśmiał się z własnego żartu.
- Zaklepać? A co ja jestem, dżinsy na przecenie? Traktujesz mnie przedmiotowo?
W końcu przestał się szczerzyć.
- Nie to miałem na myśli.
- A ja nie to miałam na myśli wybierając z tobą pierścionek zaręczynowy. To był taki żart, Robert, poszliśmy tam z nudów!
- Ja odebrałem to inaczej.
- Mówiłam ci, że jest dużo za wcześnie – wstałam i chodziłam po pokoju. - Boże – przeczesałam włosy palcami. – Przecież my się nawet nie znamy tak dobrze!
- Powiedziałem, że nie musimy się tak od razu pobierać  - wstał. – Możemy być narzeczonymi nawet parę lat.
- Ale po co to w ogóle? Gorzej jest zerwać zaręczyny niż zwykły związek?
- Planujesz ze mną zerwać?
- Nie o to chodzi, ale co jeśli nam nie wyjdzie? Po dwóch miesiącach chcesz założyć, że już zawsze będziemy się kochać i będzie tak wspaniale? Robert, ile ty masz lat?
- Myślmy pozytywnie, przecież wiele par poznaje się w młodym wieku i są ze sobą do końca życia.
- Ale ja tak nie chcę. Mam jeszcze czas na planowanie i zakładanie rodziny. Dopiero się wyrwałam  z rodzinnego domu, a ty już byś pewnie chciał, żebyśmy razem zamieszkali.
- Nie ukrywam, że zakładałem taką opcję.
- To nie zakładaj więcej – warknęłam.
Wkurzyłam się na maxa! Jeszcze się nie zdążyłam wyszaleć, a już bym miała paradować z pierścionkiem na palcu? Robert był moim pierwszym poważnym chłopakiem, ale nie chciałam, żeby był ostatni. Kochałam  go, ale wiedziałam, że to się może w każdej chwili skończyć. Znałam też siebie – lubiłam chłopców i nie byłam bierna na ich podrywy. A Robert traktował to wszystko zbyt poważnie. W wieku dwudziestu dwóch lat chciał się zaręczać!
- Więc co?
- Myślę, że powinniśmy się rozstać – powiedziałam stanowczo.
- Co?!
- Zbyt poważnie traktujesz nasz związek, dlatego lepiej będzie jak to od razu skończymy.
- Co ty mówisz? Jeśli nie chcesz przyjąć oświadczyn to w porządku, ale nie zostawiaj mnie!
- Przykro mi, Robert, ale chyba tak będzie lepiej.
- Dla kogo lepiej? Dla ciebie? Dlaczego boisz się takiego poważnego zobowiązania?
- Ja się nie boję! Ja go po prostu nie chcę!
- Kochanie – ruszył w moją stronę. – Czy ktoś cię kiedyś skrzywdził i dlatego nie chcesz?
- Przestań – wyciągnęłam przed siebie ręce, żeby mnie nie objął. – To wcale nie o to chodzi. Ja po prostu nie chcę tak wcześnie czegokolwiek planować i mówiłam ci o tym wczoraj. Rozmawialiśmy o ślubie dla żartu, ale ty musiałeś zrobić po swojemu i wyskoczyć z zaręczynami! – zaczęłam krzyczeć.
- Przepraszam – spuścił głowę.
- Nieważne. Powinieneś już iść.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował. Zabrał kurtkę i pierścionek ze stołu i wybiegł. Usiadłam na podłodze i się rozpłakałam. Dlaczego musiał wszystko zepsuć? Było nam dobrze tak jak jest, a on musiał wszystko rozwalić! Schowałam twarz w ramiona i łkałam głośno. Co on sobie myślał?!
Gdy żal ustąpił znowu pojawiła się wielka złość na niego. Mówiłam, że jest dla mnie za wcześnie. A na samym początku ustaliliśmy, że zobaczymy co z tego będzie, żebyśmy poczekali. Ale nie, przecież jemu się ubzdurało, że chce mnie „zaklepać”. To był cios poniżej pasa. Wstałam z podłogi, wytarłam mokre policzki i zaczęłam zbierać talerze ze stołu. Resztę jedzenie schowałam do lodówki, zmyłam naczynia i postanowiłam pooglądać seriale na laptopie.

Gdy przyszły dziewczyny byłam już wykąpana i czytałam książkę. Było po dwudziestej drugiej.
- Tosia? – Agata spostrzegła mnie przez szparę w drzwiach. – Jak było?
Wszystkie wpakowały się do mnie do pokoju i patrzyły wyczekująco.
- Czyj to pomysł z tą kolacją?
- Roberta. Napisał wczoraj do mnie, wszystko zaplanował, zrobił zakupy i przejęłyśmy je przed twoim wyjściem. Byłyśmy na bieżąco gdzie jesteście i zmyłyśmy się minutę przed tym jak przyszliście – uśmiechnęła się moja kumpela. – Fajnie było?
- Dziękuję wam za zaangażowanie, ale straciłyście tylko czas – spojrzały po sobie zdziwione. – Rozstaliśmy się.
- Co?! – zawołała Agata.
- Dlaczego? – zapytała Marzena.
- Oświadczył mi się mimo tego, że mówiłam mu, że tłumaczyłam, że nie chcę tak poważnie się wiązać. Do diabła, przecież my się tak naprawdę znamy dwa miesiące!!!
- Trochę dłużej – powiedziała cicho Asia.
- Tamto się nie liczyło! Nasza znajomość polegała na: „cześć” – „cześć”.
- Kurde, a my się tak starałyśmy – jęknęła Weronika.
- Przykro mi, dziewczyny. Doceniam to, ale niestety.
- Ale patrzcie, nic nam nie powiedział, że chce się oświadczyć – zauważyła Aśka. – Mówił, że chce ci zrobić miłą niespodziankę przed wyjazdem.
- Możecie nas zostawić na sekundę same? – Agata usiadła koło mnie na łóżku.
- Jasne – wyszły i zamknęły za sobą drzwi.
- Agata, jeśli chcesz mnie opieprzyć to daj sobie spokój, nie zaręczę się w wieku niecałych dwudziestu lat!
- Nie zamierzam cię opieprzać za zaręczyny. Uważam, że dobrze zrobiłaś, a on w tym momencie przegiął. Chciałam się zapytać dlaczego od razu z nim zerwałaś?
- Bo jaki miałby sens nasz związek po tym jak dałam mu kosza? Już nigdy nie patrzylibyśmy na siebie tak jak kiedyś. On by widział we mnie tą, która odrzuciła jego oświadczyny, a ja bym drżała na każdej romantycznej kolacji, że chce zrobić to samo.
- To nie kochasz go?
- Kocham, ale nie mogę z nim być skoro on niby traktuje mnie poważnie, a nie potrafi uszanować mojej decyzji. Już nawet planował, że zamieszkamy razem, a miało być tak, że po skończeniu licencjatu po prostu zamieszka u babci i będziemy parą. Parą, a nie narzeczeństwem! Dopiero zaczęłam studia, liznęłam tylko wolności i co, już miałabym z nim zamieszkać i już nigdy nie poznać nowego faceta, nie pójść na pierwszą randkę, nie pocałować się po raz pierwszy? Dziękuję bardzo…
- Widzę, że nie doceniasz tego co masz.
- Agata, to nie chodzi, że nie doceniam. Po prostu jest dla mnie za wcześnie, a jego nie traktowałam tak poważnie jak on mnie, więc lepiej było to od razu zakończyć.
- Robert to fajny facet, ale skoro tak uważasz – wstała, ale złapałam ją za rękę.
- Przepraszam, że wasza praca poszła na marne.
- Nie masz za co przepraszać. Gdybym wiedziała co planuje, wybiłabym mu to z głowy. A na ciebie nie jestem zła. Mam nadzieję, że zostało coś do żarcia – puściła mi oczko.
- Jest w lodówce. Przytul mnie.
Objęła mnie, a ja pierwszy raz tego wieczora byłam stuprocentowo pewna, że dobrze zrobiłam.
- Idę zjeść, bo jestem szalenie głodna.
- Ok.
- Przyjdziesz do nas?
- Nie, poczytam jeszcze chwilę i idę spać, jutro rano mam zajęcia.
- Jasne. Dobrej nocy, mała – cmoknęła mnie w czoło i wyszła.

Rano odczytałam sms-a od Roberta, którego wysłał w nocy.

Przepraszam Cię za wszystko. Mogłem poczekać, ale byłem niemal pewny, że czujesz do mnie to samo co ja do Ciebie. Nie chcę się z Tobą rozstawać, jednak tym razem uszanuję Twoją decyzję. Wyjeżdżam o 12 z Lublina. Jeśli jesteś gotowa mi wybaczyć i zacząć od nowa – przyjdź na Dworzec PKS. Będę czekał. Kocham Cię.

***
Nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy, co? :D Ja też nie, dopiero pisząc to wpadłam na ten pomysł. w końcu w życiu nie jest tak kolorowo, a Tosi i Robertowi i tak się poszczęściło, że się spotkali tak daleko od domu. Jest to przedostatnia część, na następną zapraszam w środę o godz. 20 :)

Wiem, że od trzech wpisów są tylko kolejne części opowiadania, ale zrozumcie - wróciłam po tak długiej przerwie do Lublina, musiałam się ogarnąć, pozałatwiać trochę spraw. Ale jutro wstawię relację z ostatniego "obiadu czwartkowego" i potem parę autorskich zdjęć ;) Dużą frajdę mi ostatnio sprawia fotografowanie, szczególnie swoich paznokci :D

Dobra, życzę Wam dobrej nocy i wspaniałego nowego tygodnia :)
Buźka :* 

sobota, 3 stycznia 2015

Spotkanie po latach cz. V

Trzy miesiące później

   - Oczy ci się świecą szczęściem czy tak światło pada? - zapytała mnie Agata.
   Przygotowywałam się na przyjazd Roberta. Ostatnio widzieliśmy się na początku stycznia, przed powrotem na studia. Potem była sesja, więc odpuściliśmy sobie wyjazdy.
   - Stęskniłaś się, co?
   - Bardzo. Już minuty odliczam.
   - I ile zostało?
   Spojrzałam na zegarek.
   - Ech, jeszcze 124 minuty - mruknęłam ze smutkiem, że tak długo.
   Agata się zaśmiała.
   - Gdzie się spotykacie?
   - Pod KUL-em.
   - Dobra, szykuj się, bo możesz nie zdążyć - wyszła z mojego pokoju.
   Wtem przyszedł sms od Roberta.

Tęsknię.

   Uśmiechnęłam się szeroko do ekranu.

Ja też - odpisałam. - Jeszcze tylko 120 minut.

Jeszcze? Toż to dwie godziny!!!

Nic nie poradzimy :(

No jak nie?

   Usłyszałam pukanie do drzwi.
   - Aga!! - zawołałam. - Otwórz, pewnie do ciebie!!!
   - Jestem w łazience - odkrzyknęła.
   Przewróciłam oczami i odpisując Robertowi, poszłam otworzyć.
   A przede mną stał właśnie on.
   - Co ty tu robisz? - w pierwszym momencie byłam w szoku, ale rzuciłam mu się w ramiona.
   - Przyjechałem wcześniej, nie wytrzymałbym jeszcze dwóch godzin - powiedział mi do ucha.
   - Ale skąd wiedziałeś, gdzie masz przyjść? - odchyliłam głowę, by spojrzeć mu w oczy.
   - O, a kto to? - Agata wyszła z łazienki, a jej ton brzmiał dziwnie sztucznie.
   - Robert - odpowiedziałam dumnie.
   - Jak miło cię poznać - zawołała nadal tym samym tonem i podała mu rękę, a on się roześmiał.
   - O co wam chodzi? - zapytałam podejrzliwie.
   - Nam? - zapytali równocześnie i razem wybuchli śmiechem.
   - Ty zdrajco! - zawołałam do Agaty i wyswobodziłam się z ramion chłopaka. - Wiedziałaś, że będzie wcześniej! - trzepnęłam ją w ramię.
   - Pisał do mnie tyle czasu, mówił, że będę go miała na sumieniu, bo uschnie z tęsknoty to co miałam zrobić? Wytłumaczyłam mu jak i gdzie dojść no i proszę: o to jest!
   Zaśmiałam się. Wszystkich bierze na ten tekst.
   - Nie jest najważniejsze, że już jestem?
   - Jest - cmoknęłam go w usta. - Bardzo się cieszę - spojrzałam mu głęboko w oczy.
   - Ok, idę do siebie - Agata weszła do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi.
   - Jak bardzo? - zapytał szeptem.
   - Bardzo bardzo - zamknęłam oczy i zaczęliśmy się całować. - Chodź, przerwałam i pociągnęłam go do swojego pokoju.
   Zdjął kurtkę, rzucił na torbę, którą postawił przy regale i usiadł na moim łóżku.
   - Chcesz herbaty?
   - Chcę ciebie - pociągnął mnie za rękę i położył się na łóżku, a ja na nim. - Tęskniłem - szepnął między pocałunkami.
   - Ja też - zamknęłam mu usta swoimi ustami.
   - Kocham cię.
   Spojrzałam na niego zdziwiona.
   - Mówię poważnie, Tosia. Nie będę już dłużej tego ukrywał - pogłaskał mnie po plecach. - Nie musisz mi odpowiadać tego samego, wiedz tylko, że ja to do ciebie czuję.
   Spojrzałam na niego czule. Już dawno to czułam, ale bałam się, że zerwę umowę.
   - Ja ciebie też - odpowiedziałam z uśmiechem.
   - Naprawdę?
   - Całym sercem.
   - ONA MNIE KOCHA!!! - krzyknął, a zakryłam mu dłonią usta.
   - Wiem!!! - zawołała Agata z drugiego pokoju.
   Robert sięgnął ponownie do moich ust.

   Potem poszliśmy na spacer po Lublinie. Pokazywałam Robertowi swoje ulubione miejscówki, bo wcześniej nie miałam okazji tego zrobić. Było zimno jak na luty, ale ciepła dłoń mojego faceta i jego czułe spojrzenie rozgrzewało mnie na tyle, że nic mi nie przeszkadzało. W Parku Saskim zrobiliśmy sobie pierwsze wspólne zdjęcia. Wcześniej nie myśleliśmy o tym, a teraz niemal na każdym kroku strzelaliśmy sobie selfie.
   - Mogę to sobie wstawić na fejsa? - pokazał mi jedno ze zdjęć. Siedział na nim na ławce, a ja na jego kolanach. Mieliśmy zamknięte oczy, on w tym czasie wciągał zapach moich perfum z szyi, a ja uśmiechałam się lekko.
   - Koniecznie podpisz: "Z moją najukochańszą".
   - "Z przyszłą żoną" - przeczytał.
   - Nie! - krzyknęłam i zabrałam mu telefon. Na szczęście tylko żartował, napisałam to co wcześniej mu podyktowałam, dodałam serduszko, oznaczyłam siebie i przesłałam. - Gotowe - uśmiechnęłam się, dumna ze swojej roboty.
   - Chciałabyś?
   - Co?
   - Zostać moją żoną?
   - Oświadczasz mi się? - spojrzałam na niego pobłażliwie.
   - Tylko pytam.
   - Mamy czas - spojrzałam na telefon, który oznajmił, że zdjęcie zostało wstawione.
   - Odpowiedz mi.
   - Odpowiedziałam: mamy czas.
   - Ale tak na tą chwilę?
   Spojrzałam na niego trochę podirytowana, ale jego wzrok sprawił, że zmiękłam.
   - Na tą chwilę bym się tylko z tobą zaręczyła, o ślubie moglibyśmy porozmawiać za cztery, pięć lat. Dopiero zaczęłam studia, pamiętaj o tym. Moglibyśmy się chociaż mieszkania dorobić i trochę oszczędności.
   - Tylko pytałem, spokojnie - cmoknął mnie w policzek. - To co, idziemy do Plazy? Kupię ci coś ładnego.
   - Najpierw idźmy gdzieś się napić czegoś gorącego, może być w Plazie.

   Robert jak się uwziął na ten ślub to w drodze do centrum handlowego cały czas planował, co na nim będzie. Wymyślił sobie dorożkę, czego kategorycznie odmówiłam, bo nie lubię koni. On za to nie chciał limuzyny, więc stanęło na białym Mercedesie. Ślub miałby się odbyć w mojej parafii w Żyrardowie, na co przystałam, a sali weselnej nie ustaliliśmy. Spieraliśmy się natomiast nad kwestią: DJ czy zespół. Ja bym wolała DJ-a, bo wolę oryginalną muzykę od niezbyt udanych coverów grupki ludzi, która nazywa siebie "zespołem". Ale Robert uznał, że to tradycja i musi być zespół. Oj, długo się o to spieraliśmy. Ostatecznie nie doszliśmy do kompromisu.
   W Plazie zaciągnął mnie do Aparta pooglądać obrączki. Powiedziałam mu, że to głupota, ale był nieugięty i w końcu mu uległam. Od obrączek przeszliśmy do pierścionków zaręczynowych. Bardzo miła ekspedientka cierpliwie nam doradzała i podawała kolejne niebotycznie drogie pierścionki. Chciałabym taki mieć, ale chyba musiałabym postradać zmysły, żeby wydać tyle pieniędzy.
   W pewnej chwili moim oczom ukazał się ten idealny... Nie chciałam znaleźć takiego, który by mi się za bardzo spodobał, ale nie dałam rady...
   - Mogę zobaczyć ten? - wskazałam na szkle.
   - Ten? - ekspedientka dotknęła nie ten co chciałam.
   - Nie, nie, ten po prawo... O... Ten.
   - Proszę bardzo - podała mi pierścionek. - Żółte złoto, 31 diamentów o łącznej masie 0,15 ct.
  Założyłam go na serdeczny palec prawej ręki i wnet się zakochałam.
   - Chyba znaleźliśmy idealny - Robert uśmiechnął się do pracownicy i nachylił nade mną - Wow. Jest śliczny - złapał moją dłoń i ucałował ją.
   - Przepiękny - szepnęłam.

   - Ile kosztuje?
   - 1 379 złotych.
  Powietrze uszło z nas obojga. Zrezygnowana zamknęłam oczy, zdjęłam z palca to cudo i odłożyłam na szklaną ladę, nie patrząc już na nie.
   - Zastanowimy się jeszcze - powiedziałam cicho i wyszłam, nie oglądając się za siebie. Usłyszałam tylko, że Robert dziękuje za pomoc i żegna się serdecznie. Za chwilę dobiegł do mnie i objął mnie ramieniem.
   - Kupię ci go - oznajmił.
   - Przestań. Nie stać cię na niego.
   - Zarobię, zobaczysz.
   - Robert, ten pierścionek jest droższy niż średnia pensja krajowa. Masz swoje wydatki i nie mogłabym przyjąć takiego drogiego pierścionka.
   - Stając się moją narzeczoną, nie miałabyś wiele do gadania - roześmiał się, ale ja nie zmieniłam swojego zawiedzionego wyrazu twarzy. - Tosia - zatrzymał się przede mną i położył dłonie na moich ramionach. - Chcę. Ci. Go. Kupić. Rozumiesz?
   - Kochanie, doceniam to, ale nie. Gdybyś chciał mi się oświadczyć wystarczyłby plastikowy pierścionek z automatu w supermarkecie - cmoknęłam go w usta. - Zależy mi na tobie, nie na pierścionku. A teraz chodź na kawę - pociągnęłam go w stronę kawiarni. - I nie myśl już o nim.


***
Ale się rozpisałam :D Jak to pisałam pierwszy raz była połowa tego co jest, ale komentarz pewnej dobrze mi znanej Pauliny tak mnie zmotywował, że "Spotkanie po latach" będzie nieco dłuższe niż planowałam ;P Tym bardziej, że naszła mnie wena i wpadłam na nowe pomysły. Nie powiem Wam ile tych części jeszcze będzie, czy mało czy dużo. Po prostu więcej niż jedna na pewno :D
Paulinie dziękuję bardzo za ten komentarz i on naprawdę będzie wisiał u mnie na ścianie w akademiku, bo dał mi kopa i wiem, że mam po co pisać, bo jedna osóbka nie da mi żyć :D Bardzo dziękuję :* Jeśli jest ktoś kto jeszcze to czyta, proszę - niech mi to napisze. W komentarzu albo na priv, bo to bardzo motywujące :)
Następna część w przyszłym tygodniu :)
Miłego wieczoru Wam życzę :*

czwartek, 1 stycznia 2015

Spotkanie po latach cz. IV

   Po powrocie do akademika opowiedziałam wszystko Agacie. Siedziała cicho, raz za razem kręcąc głową.
   - I co teraz? - zapytała.
   - O to samo mogę ciebie zapytać.
   - Ja bym mu dała szansę.
   - Naprawdę? Dlaczego?
   - Bo został oszukany, pokazał, że jest odpowiedzialnym facetem i ma więcej rozumu i honoru niż nie jeden w jego wieku. Mało ci jeszcze?
   - Ale czemu się nie odezwał gdy dowiedział się prawdy?
   - Bo mu było głupio przed tobą? Najpierw milczał, a potem miał wyskoczyć jak Filip z konopi i prosić cię o rękę? Czemu musisz być dla niego taka surowa?
   - Nie wiem...
   - No właśnie. Daj sobie siana i spróbuj, nic nie stracisz, a możesz zyskać fajnego chłopaka.
   - Masz rację.
   - Wiem - prychnęła.
   - Umówiłam się z nim na jutro.
   - I bardzo dobrze zrobiłaś.

   W umówionym miejscu byłam przed czasem. Chodziłam w kółko, żeby było mi chodź trochę cieplej, ale nic z tego. Zimny dreszcz przeszywał moje ciało i miałam ochotę uciec czym prędzej.
   - Hej, wybacz za spóźnienie, ale babcia mnie zatrzymała. Biegłem jak najszybciej się dało...
   - Spokojnie - uśmiechnęłam się pokrzepiająco. - Nic się nie stało.
  - Ach, cześć - powtórzył przywitanie, ale "dorzucił" buziaka w policzek. - Dzisiaj możemy iść w jakieś ciepłe miejsce czy muszę marznąć w ramach pokuty?
   - Idziemy do KFC. Zamarzłabym z tobą, więc to żadna kara.
   - Byłoby romantycznie - uśmiechnął się łobuzersko.
   - Och, daj spokój - złapałam go pod ramię i ruszyliśmy w stronę restauracji.
   Szedł z wypięta piersią, dumny, że ze mną idzie. To było urocze. Przepuszczał  mnie w drzwiach, siadał dopiero gdy ja usiadłam, zapłacił za mnie. Brakowało mi takiej szarmancji ze strony mężczyzn. Chociaż nie, Gabryś też jest taki kulturalny.
   - No, więc opowiadaj co się działo u ciebie, tyle czasu minęło - zagaił, gdy usiedliśmy przy stoliku najbardziej odosobnionym. Jednogłośnie zdecydowaliśmy się na Quritto.
   - Najpierw coś sobie wyjaśnijmy. Czas pokaże co z nami będzie, czy uda nam się to wszystko przetrwać. Minęło sporo czasu, jak powiedziałeś, ale tak naprawdę nie wiemy o sobie nic i poza fizyczną fascynacją nie możemy powiedzieć co do siebie czujemy. Ale przemyślałam wszystko i chcę spróbować. Niestety dochodzi fakt, że ty jesteś tam, ja tu...
   - Tym się nie przejmuj, zrobię licencjat i mogę się przenieść tu, do babci.
   - Nie róbmy takich zobowiązujących planów. Powiedzmy, że ten okres będzie próbnym okresem. Będziemy się kontaktować, spotykać i poznawać bliżej do twojej obrony. Jeśli to "coś" między nami nie zgaśnie, przeniesiesz się tu i porozmawiamy o stałym związku.
   - Nie wiedziałem, że jesteś taka mądra - spojrzał na mnie zafascynowany.
   - Nic o mnie nie wiesz - uśmiechnęłam się lekko i wzięłam się za jedzenie.
   Nic nie odpowiedział.

   Spędziliśmy razem parę ładnych godzin. W końcu Robert ze smutkiem oznajmił, że musi już iść, bo babcia pewnie czeka.
   - Spotkamy się jutro? - zapytał z nadzieją w głosie.
   - Jasne.
   - To zadzwonię - cmoknął mnie w policzek, ale bardzo blisko ust. - Do zobaczenia.
   - Pa - pomachałam mu, a on wsiadł do autobusu. Nie spuścił ze mnie wzroku, dopóki nie odjechał.
   W tym momencie zadzwoniła Karola.
   - Siema - przywitała się wesoło.
   - Cześć, co tam?
   - Dzwonił do ciebie Robert?
   - Dzwonił, a skąd wiesz?
   - Bo wziął ode mnie numer.
   - Ach, więc to ty! - udałam, że jestem oburzona.
   - Nawet nie wiesz jak mnie prosił o ten numer. Pisał i pisał na fejsie, że musi naprawić swój błąd, że mu bardzo zależy i, że będę miała go na sumieniu, jeśli mu nie pomogę, bo uschnie ze smutku.
   Roześmiałam się.
   - Tak, to do niego podobne.
   - Naprawdę spotkaliście się w tym Lublinie?
   - Naprawdę - potwierdziłam.
   - I coooo?
   - Cóż, poznajemy się. Daliśmy sobie czas na wszelkie poważne decyzje.
   - Ale jest dobrze?
   Zastanowiłam się.
   - Jest zajebiście.

***
Hej, hej, hej! Witamy w nowym roku :) Przed Wami czwarta część "Spotkania...". Piątą wstawię jeszcze w tym tygodniu, a szóstą zakończę już :)
Zapraszam Was jeszcze na mojego bloga z opowiadaniem fun fiction o One Direction ---> [klik] To już nie skończy się tak szybko :)
Wszystkiego dobrego :)