środa, 31 grudnia 2014

Sandrulinka dla Was - na Nowy Rok :)

Dzisiaj nadszedł czas spalić wszystkie świąteczne grzeszki i "resztki" ze świąt, które "trzeba zjadać, bo się zepsują". I tak przez cały tydzień :D Dlatego życzenia zacznę od szampańskiej zabawy, żebyście się natańczyli, wybawili i nie żałowali niczego (w końcu jedna taka noc w roku :D)
Życzę Wam też, żebyście przez ten rok szli z ludźmi, których kochacie, uwielbiacie, lubicie, żeby wnosili do Waszego życia same pozytywne rzeczy i nigdy nie przestawali w Was wierzyć :) A sami tez uwierzcie w swoje marzenia i siły, bo jak tylko chcecie to możecie osiągnąć WSZYSTKO :) Żebyście spotykali na swojej drodze samych uczynnych, miłych i radosnych ludzi :)
Jeśli chodzi o sprawy szkolne, no to samych sukcesów! Kto ma maturę, niech połamie pióro, a w czerwcu odbierze najlepsze świadectwo maturalne na jakie go stać :) Kto już studiuje, niech fenomenalnie zda sesję jedną i drugą, bawi się i zdobywa nowe doświadczenia :)

Sobie życzę zapału do pracy i wytrwanie w postanowieniach noworocznych, jeszcze więcej tak wspaniałych ziomków jak mam i spokoju ducha :)

Udanej Zabawy i Szczęśliwego Nowego Roku <3 :* :* :*

środa, 24 grudnia 2014

Christmas ♥

Kochani moi, nadeszła wigilia i z tej okazji pragnę złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia :)

Zdrowia dla Was i Waszych najbliższych
Upragnionych prezentów
Smacznego jedzonka
Świąt spędzonych w miłej atmosferze
Spełnienia świątecznych życzeń
Obecności wyjątkowej osoby
     ŚNIEGU
I czego sobie zapragniecie w te święta :)



A na koniec, żeby umilić Wam ostatnie chwile przed kolacją, zamieszczam moją mocną dziesiątkę świątecznych piosenek :)

1. Band Aid - Do They Know It's Christmas Time?

2. Wham! - Last Christmas

3. Thomas Anders - Kisses For Christmas

4. Modern Talking - It's Christmas

5. John Lennon - Happy Xmas (War Is Over)

6. Mariah Carey & Justin Bieber - All I Want For Christmas Is You

7. Train - Shake Up Christmas

8. Melanie Thornton - Wonderful Dream

9. Midnight Red - Merry Christmas, Happy Holidays

10. Coldplay - Christmas Lights



Wesołych ^.^ 

wtorek, 23 grudnia 2014

Christmas vol. III

Teraz nasza wigilia :D Nie ma tego dużo, z tego względu, że lepiej będzie jak reszta zostanie tylko dla nas :D

Nasz iście bogaty stół :D
Moje dziewuszki
Angela, Paola, Ja, Karola i Ania

A tu jeszcze Piotruś

I tu jeszcze moja radosna twórczość

Do jutra :*

Christmas vol. II

Obiecałam zdjęcia z naszej Wigilii Pokojowej, więc wrzucę dzisiaj, a typowo świąteczny post ode mnie dla Was wstawię jutro :) W tym poście przygotowania, a w drugim sama wigilia :D

Ja, taka zdolna :D
Zestaw dla naszej kochanej siostry piętrowej
Moja Magda Gessler :3
Paulinowe babebczki

środa, 17 grudnia 2014

Spotkanie po latach cz. III

   Starałam się z całych sił nie myśleć o Robercie, ale oczywiście mi się nie udawało. Jak na złość co piąty mijany facet kojarzył mi się z Nim. Męczyło mnie to już.
   Tak samo dzisiaj. Wchodzę na uczelnię i stoi chłopak. Kropka w kropkę jak Robert. Wściekłam się na siebie za te wyobrażenia... ale zaraz...
   - Co ty tu robisz? - zapytałam oniemiała.
   - Czekam na ciebie.
   - Ale... Jak? Jak tu trafiłeś?
   - W dobie internetu wystarczy znać uczelnię i kierunek, na którym studiujesz. Znalazłem Twój plan lekcji i proszę, udało się. Bałem się, że może być zły, ale jak widać teraz idziesz na redakcję typowej książki. 
   - Właśnie i trochę się śpieszę - chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę. 
   - Tosia, musisz ze mną porozmawiać. Chcę ci wszystko wytłumaczyć, potem zostawię cię w spokoju.
   - Robert, nie...
   - Proszę - naciskał. - 15 minut, tylko o tyle cię proszę. 
   Westchnęłam. Co miałam zrobić? Patrzył na mnie tak żałośnie...
   - Kończę o 19.10.
   - Będę tu czekał - uśmiechnął się szeroko.
   - Do później - powiedziałam cicho.

   Wyobraźcie sobie co się ze mną działo na zajęciach. Patrzyłam na tablicę, nie słuchając wykładowców. Myślami krążyłam od czasów pierwszej liceum do chwili, w której po raz kolejny go spotkałam. Bardzo mu zależało skoro specjalnie szukał mojego planu zajęć i pofatygował się na uczelnię. Na moment mnie to rozczuliło, ale szybko stwierdziłam, że musi się trochę postarać, za to wszystko co ja przeżyłam. 
   Czas działał na moją korzyść i ostatnie ćwiczenia skończyły się bardzo szybko. Nim się zorientowałam wszyscy zaczęli się zbierać i uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem o czym mówił wykładowca, a ja mam kartki w zeszycie pełnych napisów "Dlaczego?", "Co zrobić?", "Wybaczyć?". Wzięło mnie na maksa.
   Przy schodach zaczepił mnie Gabryś, mój przyjaciel. Poznałam go jako pierwszego na roku. Napisał do mnie już w wakacje i jak tylko przyjechałam do Lublina spotkaliśmy się i nie minęła chwila jak staliśmy się nierozłączni. Ponieważ Gabryś jest tutejszy oprowadził mnie po Lublinie, ale że lubię chodzić niewydeptanymi ścieżkami odkryliśmy dzięki mnie wiele nowych miejsc.
   - Tośka, co dzisiaj robisz?
   - W jakim sensie?
   - No, jakie masz plany? Musisz zrobić pranie, dokończyć książkę, obejrzeć serial, pouczyć się?
   W tym momencie zeszliśmy na parter i moim oczom ukazał się rozpromieniony na mój widok blondyn.
   - Tosia?
   - Tak? Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
   - Pytałem się o twoje plany na dzisiaj, a potem zapytałem czy nie chcesz do mnie przyjść i w coś pograć. 
   - Chętnie, ale innym razem, bo muszę z kimś pogadać - wskazałam mu głową stojącego za nim i uważnie nas obserwującego Roberta.
   Gabryś spojrzał na niego i pokiwał głową. 
   - Rozumiem, zdradzasz mnie. No, dobra, dzisiaj ci odpuszczę, ale jutro musimy rozwalić parę typków i ocalić niewinne istoty.
   - Wiadomka - zaśmiałam się. 
   - To do jutra - cmoknął mnie w policzek jak to miał w zwyczaju.
   - Pa.
   Podeszłam do Roberta.
   - Kolega? - zapytał. 
   - Przyjaciel - odpowiedziałam i wyszłam na zewnątrz. 
   - Może pójdziemy do KFC? Po co marznąć na dworze?
   - Nie opłaca nam się wchodzić na piętnaście minut.
   - Liczę, że zostaniemy chwilę dłużej - uśmiechnął się szeroko.
   - Robert, chciałeś piętnaście minut, więc streszczaj się, bo zostało ci dziesięć. 
   - O, nie, nie zacząłem ci się tłumaczyć. 
   - No to mógłbyś zacząć i tak jak obiecałeś dać mi spokój. 
   - Dlaczego taka jesteś? Przecież się staram.
   - Mogłeś o tym pomyśleć dwa lata temu jak łamałeś mi serce swoim milczeniem.
   Spuścił wzrok. Ruszyłam w stronę przystanku. Chłopak westchnął, zrównał się ze mną i zaczął opowieść.
   - Mało kto wie, że miałem wtedy dziewczynę. Emilki rodzice byli bardzo przeciwni temu związkowi ze względu różnic... majątkowych, że tak powiem. W każdym razie musieliśmy się ukrywać i tylko parę osób wiedziało o Emilce. Swoją drogą dlatego się z nas śmiali, nie wiem czy pamiętasz.
   - Pamiętam. 
   - Kretyni wiedzieli, że jestem zajęty, a wplątali ciebie w swoje głupoty. Na marginesie z żadnym z nich nie utrzymuję kontaktu.
   - Dobrze, co z tą Emilką?
   - Byłem w niej zakochany, ale gdy poznałem ciebie... Coś we mnie pękło. Starałem się nie zwracać na to uwagi, ale z każdym twoim uśmiechem to się pogłębiało. W końcu powiedziałem sobie krótko: jeśli nie przejdzie mi przez ferie zimowe kończę z Emilką i próbuję umówić się z Tobą. I tak miało być. Po feriach,gdy znów cię zobaczyłem, a ty jak zawsze uśmiechnęłaś się promiennie, uznałem, że starczy tego wszystkiego i zrywam z Emilką.
   Niestety to ona pierwsza oznajmiła mi cudowną nowinę: "jestem w ciąży". Zatkało mnie. W jednej chwili oblał mnie zimny pot i zrobiło mi się gorąco. Nie byłem w stanie wykrztusić słowa, a ona się cieszyła. Zaczęła snuć plany, że po maturze razem zamieszkamy, pójdę do pracy i będziemy radośnie oczekiwać maleństwa. A ja tylko przytakiwałem, nie myślałem trzeźwo. Nie spałem przez całą noc, rozmyślając co będzie. Przecież jej rodzice nas zabiją, a ja nie dam rady utrzymać jej i dziecka. Cała ta sytuacja wydawała mi się jakąś totalną abstrakcją. Ale niestety, musiałem przyjąć to na klatę i stać się odpowiedzialnym za dwie osoby mężczyzną. To się też wiązało z tym, że muszę z tobą całkowicie skończyć i unikać zbyt bliskich kontaktów. Nawet wzrokowych, bo doprowadzały mnie do szaleństwa. 
   A potem ten twój list... Boże, Tosia, nawet nie wiesz jak chciałem ci odpisać, że nie zerwiemy kontaktu, że chcę cię bliżej poznać i nie daję sobie rady z wystrzeganiem się ciebie. Ale nie mogłem, pękłbym, a nie mogłem tego zrobić. Była Emilka, było dziecko...
   Jak się potem okazało wszystko było kłamstwem. Emilka po maturze oznajmiła mi, że wyjeżdża do Anglii. Gdy zapytałem co z dzieckiem powiedziała, że się pomyliła, była u lekarza i nie była w ciąży. Byłem na siebie wściekły, że wcześniej tego nie sprawdziłem. Dałem się wykiwać jak dziecko. Do niej już nigdy się nie odezwałem.
   Miałem nadzieję, że teraz już mogę do ciebie wystartować, ale jak zobaczyłem twój smutny wzrok, wtedy na rozdaniu świadectw, cała nadzieja ze mnie uleciała. Ty już mnie wyrzuciłaś ze swojego życia. 
   Jak zobaczyłem cię wtedy z autobusu myślałem, że śnię, że mi się przywidziało. Wiedziałem, że to znak, a ja dostałem szansę na naprawienie błędu.
   Zamilkł. Staliśmy już na przystanku i za dwie minuty miał przyjechać mój autobus.
   - To wszystko?
   - Chcę cię jeszcze przeprosić za ten zmarnowany czas i za moje milczenie. Było mi wstyd, że jestem takim kretynem i bałem się,  że odprawisz mnie z kwitkiem.
   - Ok.
   Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Zajechał mój autobus.
   - Muszę jechać, na razie.
   Odeszłam, nie czekając na odpowiedź.
   W autobusie łzy spływały mi ciurkiem po twarzy. Nie wiem, dlaczego. Może z żalu, że tak się stało. Gdyby nie ta kretynka może bylibyśmy razem. Teraz jest inaczej niż byłoby wtedy.
   - Wszystko w porządku? – zapytała mnie starsza pani.
   - Tak – zaszlochałam i wytarłam łzy.
   - Nie jest tego wart – rzekła i odwróciła się, zostawiając mnie samą z tym stwierdzeniem.
   Najgorsze było to, że był wart, jak się okazało. Sięgnęłam po telefon w momencie, gdy przyszła wiadomość.

Jestem w Lublinie do przyszłej środy. Jeśli chciałabyś się spotkać w weekend albo potem to pisz, dzwoń, cokolwiek. Chciałbym, żebyś mi wybaczyła, ale zrozumiem, jeśli będzie inaczej. Gdybym mógł cofnąć czas, byłoby inaczej. Wybacz mi, Tosia, proszę.

   No i co ja miałam zrobić? Przecież ona go podle oszukała, a on okazał się dojrzałym facetem, gotowym ponieść konsekwencje swoich czynów. Tak jak teraz.

Spotkajmy się jutro o 11 pod KUL-em. – odpisałam.

Będę na pewno, dziękuję.

   Nie byłam pewna czy dobrze robię. Ale czy ja jestem czegokolwiek teraz pewna?

***
Nie chciałam, żeby to było takie długie, ale tak się wczułam, że mam jeszcze dwie części ;) A trzecią w drodze. Trzecią i ostatnią, koniec, muszę wymyślić nowe :D
Do następnego :)

poniedziałek, 15 grudnia 2014

:(

Niestety nie umieszczę dzisiaj trzeciej części opowiadania, bo przez przypadek usunęło mi się i muszę napisać od nowa, a dzisiaj nie zdążę już tego zrobić. Postaram się do jutra, góra do środy wstawić :)

niedziela, 14 grudnia 2014

Ho!. Ho!. Ho!. Christmas time vol. 1

Święta coraz bliżej (jakby ktoś nie wiedział :P ), a ja już po pierwszej wigilii ;) Z moimi dziewczynami <3
W ramach "Obiadu czwartkowego" odpierdzieliłyśmy sobie wigilię taką z pierogami, barszczem i śledziami, pełna profeska <3

Miziaczek, ja, Ola-Fasola (wybacz :D) i Mroczuś <3



Z tej okazji wstawiam pierwszy post z serii "handmade" (mam nadzieję, że uda mi się prowadzić ten dział :)). Chciałyśmy dać sobie po jakimś drobiazgu, a ja najbardziej lubię dawać (choć dostawać też) prezenty zrobione samemu. Na zszywce.pl znalazłam pomysł na pudełeczko z papieru, dokupiłam mieszankę świątecznych miniczekoladek i zadziałałam :) A do tego najlepszy prezent dla edytora zaraz po książce - zakładka do książki :D (zapomniałam chyba wspomnieć, że razem studiujemy). No i wymyśliłam swoją własną zakładkę, a z Wami podzielę się "przepisem na nią".



Potrzebne:
Tektura (użyłam tej z końca bloku technicznego)
kolorowa wstążka (u mnie o wymiarach 50x1,6 cm)
klej wikol
nożyczki lub nożyk do papieru
wykałaczka/pędzelek lub jak w moim przypadku        patyczek do odsuwania skórek :D
2 spinacze do bielizny






Z tektury wycinamy pasek, który będzie "podstawą" zakładki. W moim przypadku były to wymiary 12x3,2 cm (szerokość odpowiada podwójnej szerokości wstążki, a długość trochę mniej niż połowie długości wstążki), a wstążkę dzielimy na pół.





Klejem smarujemy pasek o ok. 1 cm i naklejamy tasiemki, a potem spinamy spinaczami.




Smarujemy drugą stronę tektury. Obklejamy ją taśmą i to samo robimy z pierwszą stroną.



Gotowe :)

źródło: zszywka.pl
Cały prezent :)
 Na dzisiaj to tyle, jutro pojawi się trzecia część opowiadania (wybaczcie, ze dopiero teraz, ale to przez brak czasu i własnego laptopa).
Jutro kolejna wigilia, więc pojawi się vol. 2 "Christmas time" i nasze przecudowne pierniki :D Ale to za parę dni :)

sobota, 6 grudnia 2014

11 zasad oszczędzania

Razem z moimi kumpelkami: Olą, Olką i Moniką postanowiłyśmy robić sobie co czwartek wspólny obiad, co tydzień u innej. Ja wpadłam na pomysł, żeby oprócz obiadu dla nas zrobić coś pożytecznego dla innych i zapisywać jakieś porady odnośnie różnych tematów. W tym tygodniu "na tapecie" było oszczędzanie.
Dużo osób mówiąc o studentach mieszkających poza domem ma na myśli "biedny student". Takie już powiązanie - jak student to biedny. Niekoniecznie musi tak być. Wiadome jest, że jak się wyleciało z rodzinnego gniazda i nagle jest się zupełnie samym, trzeba sobie samemu zrobić zakupy - jest ciężko. Przynajmniej na początku.
Po dwóch miesiącach mieszkania z dala od domu sformułowałyśmy swoje zasady oszczędzania.

1. Zbieraj paragony i pod koniec tygodnia analizuj swoje wydatki.
2. Kiedy chodzisz na zakupy ustal określoną sumę, którą możesz wydać i nie bierz ze sobą więcej pieniędzy ani karty. Najlepiej chodź sam/-a, żebyś nie miał/-a od kogo pożyczyć.
3. Nie gromadź zbyt dużo jedzenia. Zrób listę produktów niezbędnych w domu, które się szybko nie psują (np. makaron, ryż, muesli), a resztę kupuj na bieżąco (pieczywo, wędliny). Staraj się planować co będziesz jeść. Ja osobiście spisuję swój jadłospis w notesie.
4. Nie chodź z nudów do sklepów. Idź tam w określonym celu, po określone rzeczy.
5. Śledź aktualne promocje w supermarketach. ALE nie kupuj czegoś tylko dlatego, bo jest w promocji i "zje się". Nie łap się też na promocje typu "3 za 2" w przypadku, gdy tego nie planowałeś/-aś lub wiesz, że tego nie zjesz. Ta promocja ma sens, gdy miałeś w planach kupić daną rzecz, a ona akurat jest tańsza.
6. Gdy gotujesz obiad, gotuj najlepiej na dwa dni
7. Takie produkty jak przyprawy, makaron itp. kupuj na pół z kimś (to dla studentów mieszkających z kimś, z kim się dobrze dogaduje  ).
8. Kupuj herbatę dobrej jakości i z jednej torebki zaparzaj 2-3 herbaty (złota zasada Moniki).
9. Nie doprowadzaj do psucia się jedzenia. Nie kupuj nowego jedzenia, dopóki nie zjesz tego, co masz.
+ trzymaj jajka w lodówce - dłużej wytrzymają
+ zamrażaj chleb - starczy na dłużej
10. Gdy przywozisz jedzenie z domu podziel je na te, które musisz zjeść od razu, a resztę zamroź.
11. Ustal sobie jakąś sumę i odkładaj ją co miesiąc. Są to żelazne pieniądze, na "czarną godzinę" i nie możesz jej ruszać.
Mamy nadzieję, że pomożemy Wam zaoszczędzić na wypasione wakacje  Ale supersukienkę na jakąś okazję albo cokolwiek innego  Jeśli macie jakieś swoje pomysły - dzielcie się  Jeszcze parę fotek i do następnego razu ;*
Od lewej Monia, ja, Olka i w okularach Ola :)
przepis na: http://polki.pl/kuchnia_przepisy_lista_dania_glowne_przepis.html?cbr_id=8850

poniedziałek, 1 grudnia 2014

Spotkanie po latach cz. II

- O rany, już myślałem, że się pomyliłem. Cześć - objął mnie przyjaźnie, a ja odwzajemniłam delikatnie jego uścisk. - Kopę lat się nie widzieliśmy! Co słychać? Nie wiedziałem, że studiujesz w Lublinie.
- Co ty tu robisz? - głos mi się łamał. Wszystkie wspomnienia i uczucia powróciły w jednej chwili.
- Przyjechałem na parę dni do babci, a teraz wracam z Tesco.
- W środku tygodnia przyjechałeś? A studia?
- Musiałem, babcia jest chora.
- Rozumiem.
- To co słychać? - ponownie uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz co, śpieszę się trochę, muszę iść - i ruszyłam w swoją stronę.
- Poczekaj, daj mi chociaż swój numer! - krzyknął za mną.
- Na razie! - odpowiedziałam i szybkim krokiem poszłam do akademika.
- Tosia! - krzyczał za mną, ale nie ruszył się z miejsca.
Nie wybaczę mu tego milczenia przez ten cały czas. Przez pierwsze pół roku czekałam dzień w dzień na odpowiedź. Mógł w paru zdaniach napisać, że życzy mi jak najlepiej, ale (i tu jakiś głupi argument typu "wyjeżdżam i to by nie miało sensu"). To by miało sens, ale nie spierałabym się. Nie chce, to ok. A tak miałam cały czas nadzieję, że jednak napisze. To już było męczące.
A teraz, jak gdyby nigdy nic mam mu się rzucić w ramiona i być szczęśliwa, że go widzę.
Byłam szczęśliwa, ale on nie musi o tym wiedzieć.
Przez resztę wieczora byłam bardzo rozkojarzona i moja współlokatorka to zauważyła.
- Wesele się szykuje?
- Co? Nie!!! - odpowiedziałam gwałtownie.
- Mieszasz tą herbatę i mieszasz to myślałam, że dzwony na ślub biją - roześmiała się i usiadła naprzeciwko mnie. - Co się stało?
- Opowiadałam Ci kiedyś o Robercie z liceum. Pamiętasz, jak wracałyśmy z Silence.
- No, pamiętam. Ten, co się nie odezwał po twoim liście.
- Taak... Spotkałam go dzisiaj.
- Żartujesz? Gdzie?
- Na przystanku jak odprowadzałam Kasię.
- I co?
- Nic. Udawał, że się cieszy, że mnie widzi, zapytał co tam i liczył chyba na przyjacielską pogawędkę.
- A ty co?
- A ja bąknęłam, że muszę iść i uciekłam.
- Zaraz, ale co on robi w Lublinie?
- Do babci przyjechał.
- Aha - kiwnęła głową ze zrozumieniem. - I co ty na to?
- Jak to co? W dupie go mam! Przez trzy lata wysilił się na życzenia na fejsie, a teraz mam mu się rzucić w ramiona i umówić na kawę jak ze starym znajomym? No chyba nie... - rzuciłam łyżeczką trochę za głośno.
- A czemu nie?
- Bo mnie olał, rozumiesz?! Przez pół roku każdy sms, każda wiadomość na fejsie była zawodem, bo nie była od niego! O to mi chodzi! Nie jest dla mnie tylko kolegą, znajomym z liceum, ale patrząc mu w oczy zrozumiałam, że nadal go kocham! - prawie krzyczałam, więc spuściłam z tonu. - A ten bydlak nie napisał nawet jednego zdania, jednego słowa...
... nie powiedziała nic tylko podeszła do mnie i mnie przytuliła.
Nagle usłyszałam melodię "Best song ever", co oznaczało, że dzwonił mi telefon.
- Przepraszam - szepnęłam i sięgnęłam po komórkę. - Słucham?
- Dlaczego uciekłaś?
Zamarłam.
- Kto mówi?
- A z kim się przed chwilą spotkałaś?
- Skąd masz mój numer?
- Mamy wspólnych znajomych, zapomniałaś?
- Tak. I tobie też wolałabym zapomnieć.
Cisza w słuchawce. Już miałam się rozłączyć, kiedy powiedział:
- Spotkaj się ze mną, proszę. Wszystko ci wyjaśnię.
- Nie - przerwałam połączenie.
Nie wpuszczę go z powrotem do swojego życia.

***
Hej :) To już druga część zmagań Tosi z miłością do Roberta. Jak Wam się podoba? Jak myślicie, co będzie dalej? Tosia ulegnie Rafałowi czy puści go z kwitkiem? Następna część będzie troszkę wcześniej, bo ta jest trochę krótka, a następna jest już gotowa :)
Do następnego :*

wtorek, 25 listopada 2014

"Spotkanie po latach"

- To co, wpadasz do mnie po wf? - zapytałam moją kumpelkę.
- Jasne, tylko zajdziemy do Tesco.
- Spoko.
Było listopadowe popołudnie. Poszłyśmy do Tesco, posiedziałyśmy potem u mnie w akademiku
i w końcu odprowadziłam Kasię na przystanek autobusowy.
- Dzięki za zaproszenie - objęła mnie.
- A ja dziękuję za miłe popołudnie i zapraszam częściej.
- Bardzo chętnie, pa - wsiadła do autobusu.
- Pa - zawołałam do niej i ruszyłam w stronę akademika.
Przez cały dzień miałam nieodparte wrażenie, że za coś się wydarzy. Złego albo dobrego, ale jednak. Na przystanek podjechał kolejny autobus. Minęłam wysiadających ludzi. Spojrzałam
w stronę siedzących pasażerów... Moje serce na moment zamarło, a nogi.przyspieszyły.
"Nie, to nie on, to nie może być on!" - powtarzałam sobie w myślach. "Przecież on tu nie studiuje, to nie może być..."
- Tosia? Zaczekaj!
"...on."

Trzy lata wcześniej
- Chodź, zapoznam cię z nim - Karola pociągnęła mnie za rękaw.
- Zwariowałaś? Nie! - wyrwałam się jej.
- Dlaczego? Zamierzasz do końca życia wzdychać na jego widok i już?
- Rozumiesz wyrażenie "nie ta liga"? Ja nie jestem dla niego.
- Głupoty gadasz, chodź.
- Proszę cię...
- O, Robert, cześć!
"Fuck! Fuck! Fuck!"
- Cześć - odpowiedział niepewnie. - Co tam?
- U mnie wporzo. To jest Tosia, poznajcie się. Tosia - Robert, Robert - Tosia.
- Hej - uśmiechnęłam się nerwowo i byłam pewnie czerwona jak burak.
- Cześć - uśmiechnął się, a ja myślałam, że się rozpłynę.
- No, to wy sobie pogadajcie, a ja pójdę do Misiaka - i zniknęła.
- To może na następnej przerwie, bo teraz muszę coś załatwić, ok?
- Jasne.
- Ale na następnej... - i on też odszedł, a ja ruszyłam w kierunku sali, w której miałam zajęcia.

Już Wam tłumaczę sytuację. Jestem Tosia, a właściwie Antonina, jakby ktoś nie wiedział. Gdy go poznałam byłam w pierwszej liceum, a on w trzeciej. On, czyli Robert. Boski blondyn, na którego zwróciłam uwagę już na początku września. Kiedy go poznałam był początek grudnia. To był wspaniały dzień, a tą chwilę pamiętam jakby była wczoraj.
W dużym skrócie opowiem Wam co było dalej, żeby nie przedłużać.
Na owej "następnej przerwie" nie gadaliśmy. Nie widzieliśmy się w sumie i tak jakoś wyszło. Po "zapoznaniu" zaczęliśmy wymieniać "cześć" między sobą i co jakiś czas jakieś dwa-trzy zdania. Po przerwie świątecznej jego koledzy zaczęli się z niego śmiać, jakobym była jego dziewczyną (nie, nie jestem gruba, paskudna, ruda, pryszczata ani upośledzona). Nawet nie wiem dlaczego się śmiali, bo tak naprawdę nie mieli powodu. Ale jak kto lubi...
Do kwietnia nie działo się tak naprawdę nic. Tamci idioci w końcu odpuścili, my zaczęliśmy coraz więcej ze sobą gadać, wymieniliśmy się nawet numerami telefonu i parę razy pisaliśmy. Ale nadal nic poza tym.
W końcu nadszedł czas pożegnania. Kończył szkołę, więc było dla mnie jasne, że i nasz kontakt się skończy. Miałam jednak nadzieję, że tak się nie stanie i napisałam do niego list, który wręczyłam mu w jego ostatni dzień w szkole. Napisałam, że życzę mu powodzenia w życiu,ale nie chcę jednocześnie, by wymazał mnie z pamięci i, że mam wielką nadzieję, że to nie będzie koniec. Ale był...
Na list nie odpowiedział. Widziałam go potem dwa razy jak miał matury i ostatni raz, gdy odbierał świadectwo maturalne. Wysyłaliśmy sobie życzenia na urodziny (ma trzy dni przede mną) i na Boże Narodzenie. I tyle w temacie.

I nagle nikt inny jak właśnie ON, Robert, stoi przede mną. W Lublinie, choć sam studiuje i mieszka
w Łodzi. Stoi z tym swoim rozbrajającym uśmiechem i czeka, aż coś powiem...

***

Hello :D Jak Wam się podoba pierwsza część opowiadania? Długo nad nią nie myślałam, czasem wena po prostu z niczego na mnie spływa. Kolejną część przewiduje za jakiś tydzień, może mniej, wpadajcie często to na pewno nie przegapicie!

środa, 19 listopada 2014

Okay? Okay.

   Wiele się ostatnio mówi o filmie "Gwiazd naszych wina". A jak o filmie to przy okazji o książce Johna Greena, na podstawie której powstał. Dziesiątki zdjęć na Instagram'ie #książki, wysokie miejsca w Top20 w Empiku, podawana z ręki do ręki. W końcu i ja się skusiłam na przeczytanie dzieła tego amerykańskiego pisarza. Wrażenia? Spodobała mi się, ale nie zachwyciła aż tak, żeby stała się moją ulubioną, chociaż każdemu ją polecam.
   W zeszły piątek obejrzałam ekranizację powieści. Stało się to przypadkiem, bo szukałyśmy czegoś do obejrzenia z moją współlokatorką z akademika, zajrzałam na Listę filmów do obejrzenia
i trafiłam na "Gwiazd...". Po samym trailerze Paulina stwierdziła, że zdecydowanie TAK, oglądamy go.
   W życiu obejrzałam mnóstwo filmów. Mam 4 ulubione ("Dirty Dancing", "Uwierz w Ducha", "Ostatnia Piosenka" i "Bezpieczna Przystań"), a tylko na 4 ze wszystkich obejrzanych płakałam ("Uwierz w Ducha", "Zielona Mila", "Kamienie na Szaniec", "Nad Życie"). I tak oto wczorajszego wieczoru film "Gwiazd naszych wina" dołączył do obu "kategorii". Stał się moim ulubionym i zarazem jednym z garstki filmów, na których płakałam.
   Nie chcę opowiadać fabuły, bo jestem początkującym "recenzentem" i mogę zepsuć. Kopiować nie będę, bo to żadna sztuka. Poniżej jest link do trailera, który myślę, że sprawi, że będziecie chcieli go obejrzeć.

Opowiem Wam jedynie, co mi się tak podobało w tym filmie. (Jeśli nie chcecie wiedzieć jak się film skończył, najpierw go obejrzyjcie, a potem wróćcie do postu).

Niebanalna historia.
Zauważyliście, że większość filmów opiera się obecnie na "on jest cudowny, piękny i popularny, ona odwrotnie, ale on ją wybiera i jest wielki happy end"? Albo odwrotnie, ona jest jest piękna, on ofermą itd. ... To już się staje nudne. Bajki były fajne, ale w czasach, gdy byliśmy mali. "Gwiazd naszych wina" to nie jest komercyjna komedia romantyczna. Chociaż szczerze mówiąc taka nazwa gatunku przyszła mi na myśl, gdy oglądałam ten film. Ale o tym później. W każdym razie dążę do tego, że historia jest zupełnie świeża, niespotykana w dzisiejszej kinematografii.

Doskonały scenariusz.
Dialogi są fantastyczne, żarty naprawdę śmieszne i co najlepsze płaczemy ze wzruszenia i w jednej chwili śmiejemy się z rozbawienia. Mało jest takich filmów, które w tak umiejętny sposób grają na naszych uczuciach.

Nie umiem określić gatunku.
Na Filmweb'ie piszą dramat, romans. Mi na myśl przychodzi "komedia romantyczna", ale mówiąc to kojarzą mi się te banalne filmy, których dzisiaj na pęczki. I co drugi to komedia romantyczna. Ale kurczę, film jest zabawny, romantyczny, ale i dramatyczny. Mogę go nazwać "komedią romantyczno-dramatyczną"? No, to nazywam.

Inny punkt widzenia na chorobę.
Co prawda nie miałam nigdy styczności z osobą chorą na raka, ale nie kojarzy mi się ona z kimś radosnym, pełnym życia. Może przez programy na ten temat, przez częste zwroty "umarł na raka", przez widziane osoby w filmach. Jeśli chodzi o "Gwiazd..." pokazuje chorych nastolatków, którzy mimo braku nogi, oczu czy sprawnych płuc potrafią się śmiać, bawić, cieszyć, żyć. Z humorem podchodzą do swojej sytuacji, choć wiadomo, że jest im ciężko i mają chwile słabości. Ale radzą sobie.

Piosenka do filmu.
Tak jak i film jest wyjątkowa. Radosna, melodyjna, wpadająca w ucho. Nie jest to kolejna ballada, w sentymentalny sposób pokazująca fragmenty filmu. Sama piosenka zachęca do obejrzenia. Do tego artystka, która właśnie wydaje drugi album, a ja o niej nigdy nie słyszałam, a Wy? Nie wzięli kogoś popularnego, choć drugą piosenkę do filmu nagrał Ed Sheeran, która jest wolniejsza, jest piękna, ale fajnie, że jest tą "drugą".




Nowi aktorzy.
Gdyby twórcy wybrali jakiś znanych aktorów film by dużo stracił. Chociaż nie była to ich pierwsza rola to dla mnie są nowi ;). Odebrałam ich jako zwyczajnych nastolatków, przeciętnie wyglądających i naturalnie się zachowujących. Bo tak mi się przypomniało, na pewno wiele dziewczyn płakało na "Kamieniach na Szaniec". To, co robiono Rudemu było okropne, ale pomyślmy, płakałyśmy, bo robiono krzywdę niewinnemu chłopcu czy przystojnemu bohaterowi? Nie chcę mówić tu za nikogo, ale wydaje mi się, że mi było najbardziej szkoda tego, co zrobili z tym przystojniakiem. I to wywołało u mnie łzy. A tu? Gus jako mężczyzna mi się nie spodobał. Ale płakałam za nim rzewnymi łzami i nie chciałam, żeby umierał.

Nie pozwala pozostać obojętnym.
Do tej pory co chwila myślę o tym filmie, zaraz po seansie nie byłam w stanie obejrzeć kolejnego. Zepsuło by to efekt i uczucia jakie mną targały. To niesamowite i chciałabym więcej takich filmów, bo od długiego czasu żaden film nie wzbudził we mnie takich emocji. Paulina nazwała "głupimi babami", bo obie ryczałyśmy. Nie uważam tak. To komplement dla tego filmu, że wyciska łzy, sprawia, że wybuchamy głośnym śmiechem na niektóre teksty i przez dwie godziny nie myślimy o niczym innym tylko o tym, co się dzieje na ekranie.

Zakończenie...
... pozostało otwarte. Hazel nie postanowiła zmienić swego życia z dnia na dzień, nie wyjechała z miasta, nie poznała kogoś innego. Po prostu się uśmiechnęła do ekranu i szepnęła "Okay" po skończeniu czytania listu Gus'a. Daje do myślenia? Daje. Ale nie odczułam niedosytu, nie brakowało mi choćby jeszcze jednej sceny.


Obiektywnie starałam się poszukać jakiś wad, mankamentów, które uczynią ten film nie takim idealnym. Ale nie umiem. Szczerze, nie potrafię. Na Filmwebie dałam 10. 

wtorek, 18 listopada 2014

Come back :)

Wiem, że dawno nie pisałam, ale zdaję sobie jednocześnie sprawę, że nikt tego nie zauważył :P Ale to się zmieni ;) Przede wszystkim to, że będę znikać na tak długo, a poza tym to, że nikt nie czyta tego bloga ;)

Od bardzo długiego czasu chciałam mieć fajnego bloga i nawet próbowałam wiele razy, ale po długim czasie mi się nudziło, bądź po prostu wykręcałam się brakiem czasu. Właściwie ze wszystkim tak miałam. Chciałam czegoś, niby zaczynałam, ale to się baaaardzo szybko kończyło. Ale koniec z tym !

Przekonała mnie jeszcze rada Demi Lovato w swojej książce "Bądź swoją siłą przez 365 dni w roku":

Nie próbuj wszystkich zadowolić, po prostu skup się na zadowalaniu siebie. Jeśli ktoś przesadnie cię krytykuje, nie dolewaj oliwy do ognia, odpowiadając na to.

To też ważna kwestia, bo za bardzo się przejmowałam opiniami innych, dlatego np. nie udostępniałam adresu nigdzie. Teraz nie udostępnię na Face, ale gdzie indziej owszem ;)

No i cóż, to na razie tyle ;)

Do następnego :)

środa, 10 września 2014

ech..

Kiedyś każdy z nas chciał szybko stać się dorosłym. Wracać o której się chce, decydować o sobie, podejmować własne decyzje... Aż się wzdrygam jak to piszę. Prawda jest taka, że teraz, jak jestem dorosła wiele bym oddała, żeby znów się stać dziewczynką, najlepiej z przedszkola, której nic nie interesuje, a wszelkie decyzje (sama nazwa nawet jest śmieszna w tym przypadku) podejmowano za mnie. Nie wracam o której chcę, bo nadal mieszkam w domu, a rodzice nic sobie nie robią z mojej pełnoletności. Z resztą, nie mam chęci wracać o której chcę, bo wiem, że będę zmęczona następnego dnia, a przecież idę do pracy. Podejmowania własnych decyzji mam dość, a decydowania o sobie tym bardziej. Do czego piję? Cieszcie się, póki chodzicie do szkoły i stopnie są Waszymi jedynymi problemami ;)

Pozderki ;*

środa, 3 września 2014

"Był sobie książe"

Wiem, że odkąd zaczęłam tu pisać nie piszę często, a jak już piszę to o książkach. To wszystko przez to, że moje życie ostatnio polegało tylko na gotowaniu, obowiązkach domowych, pracy i książkach. W tym tygodniu być może się to zmieni, bo mam przystępniejsze zmiany w Empiku ;)

Dzisiaj napiszę o kolejnej książce, ale będzie to bogatsza recenzja. Chcę nauczyć się takie porządne nie paro zdaniowe ;)

"Był sobie książę" - Rachel Hauck

   Właściwie nie pamiętam jak ta książka znalazła się na półce "Chcę przeczytać" na Lubimy czytać. Domyślam się, że zobaczyłam notkę w Tomie Kultury (gazetka promocyjna Empiku), zaciekawiła mnie, dodałam ją na półkę, a teraz przeglądając ją, zobaczyłam, że jest w dostępna w bibliotece, znalazła się w moich rękach.
 A co mnie zaciekawiło? Opis, oczywiście. Prawdziwy książę we współczesnym świecie i zwykła dziewczyna. Miłość. Problemy. Jednym słowem - to co lubię.

  Akcja dzieje się na wyspie St Simons. Susannę właśnie porzucił narzeczony. Po dwunastu latach bycia razem i kupieniu idealnego pierścionka zaręczynowego stwierdził, że: "znalazłem odpowiedni pierścionek, ale niewłaściwą dziewczynę". Ciężko się udźwignąć po takich słowach, nawet jeśli to prawda, a samo wyobrażenie o małżeństwie było ważniejsze niż miłość.
  Wtedy pojawia się Nate. Z pozoru zwykły chłopak, który ratuję ją z opresji, ale okazuje się, że nie jest taki zwyczajny. Nie dość, że jest prawdziwym księciem to jeszcze następcą tronu. Mało tego. W królestwie Brington król nie może poślubić nikogo, kto nie pochodzi z Brington.
  Co dalej z Susanną i Nate'em? Czy będą razem? Susanna nie chce być królową i obydwoje próbują o sobie zapomnieć i wrócić do swojego świata, ale czy to się uda? Przekonajcie się sami.
  Książka ma 436 stron, a mnie po przeczytaniu zastanawia, co w niej tak naprawdę jest. Czas rozciąga się na około rok, jest (jak dla mnie) za mało opisów rozdzierających ich uczuć. Ok, wiemy, że nie mogą przestać o sobie myśleć, ale niewiele więcej, a właściwie nic. Dla mnie to zbyt ogólne. Poza tym wszystko zbyt pięknie się układa.
  Ale czego się spodziewałam, przecież to książka o tym jak książę zakochuje się w zwykłej dziewczynie ;) W dzisiejszych czasach to prawie, że nie możliwe, więc chociaż książka zapala w nas światełko nadziei :)

Wydawnictwo: Święty Wojciech
Data wydania: październik 2013
Liczba stron: 436
Wymiary: 140x210 mm
Oprawa: miękka
Tłumaczenie: Iwona Janiak
Ocena: 6/10


poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Zaczekaj na mnie

Zaczekaj na mnie - J. Lynn

Osobiście książka mi się podobała "średnio na jeża". Może mam za duże wymagania, ale już dawno przestały mi się podobać historie typu jak zwykła dziewczyna staje się obiektem uczuć popularnego chłopaka, który rezygnuje z innej popularnej dziewczyny dla niej. Po prostu tak nie jest i to mnie irytuje. Poza tym śmiałe sceny +16 (na +18 to chyba nie aż tak :P ), co mi się podobało. Historia Avery pełna rozczarowań, bólu, łez daje do myślenia, np. co by zrobili moi rodzice. A na pewno nie zachowali się jak jej. Jednak podziwiam dziewczynę, że zdołała im wybaczyć, nawet to, że do końca trzymali się swojego stanowiska.

Ocena: 7/10

Znalazłam w szafce ten ręcznik i strasznie mi się spodobał :D
Mój nowy ręczniczek + zielona herbatka + książka + balkonik
=
Popołudnie IDEALNE




poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Parę książek


Witajcie :) Długo zwlekałam z napisaniem tego postu, bo trochę nie miałam czasu, trochę nie miałam weny, trochę chciałam, żeby to nie było byle co ;) Ale w końcu spięłam poślady i zaczynam regularnie blogować :)
A zacznę od książek, które ostatnio przeczytałam.

Robiąc zdjęcia książek, które czytam, staram się też uwieczniać bliskie otoczenie w trakcie czytania ;)

Zagrożeni - C.J. Daugherty
Trzecia część cyklu "Wybrani" nie bardzo mi przypadła do gustu. Pierwsze dwie były świetne, ale ta? Pozostawiła po sobie jedynie niesmak... Dlaczego? Akcja jest mało trzymająca w napięciu, gdy coś się dzieje (a właściwie JEŚLI JUŻ coś się dzieje) to trwa to dosłownie chwilę i za moment znowu pojawiają się flaki z olejem. Allie ma prawo mieć problemy ze swoim życiem, po tym co ją spotkało, ale te jej ciągłe rozważania i standardowe rozerwanie pomiędzy Carterem a Silvainem jest już irytujące...
Nie chcę się rozwodzić nad tą książką, bo jej fani mnie shejtują i tyle będzie :P W każdym razie dwie pierwsze części przeczytałabym jeszcze raz, ale trzeciej już nie...
Ocena: 5/10 za to, że szybko się czyta i książka bardzo nie męczy. 


Chwila szczęścia - Federico Moccia
Pierwszą książką, jaką przeczytałam tego autora było "Amore 14". Miałam wtedy 16, więc spodobał mi się bardzo styl autora. Sposób, w jaki opisuje sytuacje, jego metafory i lekkość czytania jego powieści.
Z "Chwilami szczęścia" nie jest inaczej :) Bardzo mi się spodobała w ogóle koncepcja książki, ten sam lekki język, pełen młodzieżowych odzywek, czasem przekleństw, ale to dodaje autentyczności bohaterom. W ogóle dzięki jego książkom poznaję tajemnicze myśli facetów i dostrzegam, że oni też mają uczucia, też cierpią po rozstaniu i też są romantyczni. A to, że turystkami są akurat Polki daje autorowi 100 lajków :D
Cóż, no nie mam książce nic do zarzucenia ;) Nie jest wybitna, ale na letnie popołudnie po pracy - idealna :)
 Ocena: 7/10



Wybieram Ciebie - Molly McAdams
Ciężko mi powiedzieć, że książka jest zachwycająca, bo taka nie jest. Bynajmniej dla mnie. Do ostatniej chwili myślałam, że nastąpi jakiś nieoczekiwany rozwój zdarzeń, a tymczasem wszystko ułożyło się pięknie. Lubię happy endy, ale ten był tak banalny, że aż boli... Dałam 6, bo książkę się czyta szybko i przyjemnie, a poza tym no nie była taka najgorsza... Jednak drugi raz bym jej nie przeczytała.



Moja Ukochana poduszeczka, na której często kładę książkę i czytam :D

Ulubiona zakładka z KULu <3

Na dziś to tyle :) Następnym razem na bieżąco będę dodawać przeczytane książki :)
Buźka :*