środa, 17 grudnia 2014

Spotkanie po latach cz. III

   Starałam się z całych sił nie myśleć o Robercie, ale oczywiście mi się nie udawało. Jak na złość co piąty mijany facet kojarzył mi się z Nim. Męczyło mnie to już.
   Tak samo dzisiaj. Wchodzę na uczelnię i stoi chłopak. Kropka w kropkę jak Robert. Wściekłam się na siebie za te wyobrażenia... ale zaraz...
   - Co ty tu robisz? - zapytałam oniemiała.
   - Czekam na ciebie.
   - Ale... Jak? Jak tu trafiłeś?
   - W dobie internetu wystarczy znać uczelnię i kierunek, na którym studiujesz. Znalazłem Twój plan lekcji i proszę, udało się. Bałem się, że może być zły, ale jak widać teraz idziesz na redakcję typowej książki. 
   - Właśnie i trochę się śpieszę - chciałam odejść, ale złapał mnie za rękę. 
   - Tosia, musisz ze mną porozmawiać. Chcę ci wszystko wytłumaczyć, potem zostawię cię w spokoju.
   - Robert, nie...
   - Proszę - naciskał. - 15 minut, tylko o tyle cię proszę. 
   Westchnęłam. Co miałam zrobić? Patrzył na mnie tak żałośnie...
   - Kończę o 19.10.
   - Będę tu czekał - uśmiechnął się szeroko.
   - Do później - powiedziałam cicho.

   Wyobraźcie sobie co się ze mną działo na zajęciach. Patrzyłam na tablicę, nie słuchając wykładowców. Myślami krążyłam od czasów pierwszej liceum do chwili, w której po raz kolejny go spotkałam. Bardzo mu zależało skoro specjalnie szukał mojego planu zajęć i pofatygował się na uczelnię. Na moment mnie to rozczuliło, ale szybko stwierdziłam, że musi się trochę postarać, za to wszystko co ja przeżyłam. 
   Czas działał na moją korzyść i ostatnie ćwiczenia skończyły się bardzo szybko. Nim się zorientowałam wszyscy zaczęli się zbierać i uświadomiłam sobie, że nawet nie wiem o czym mówił wykładowca, a ja mam kartki w zeszycie pełnych napisów "Dlaczego?", "Co zrobić?", "Wybaczyć?". Wzięło mnie na maksa.
   Przy schodach zaczepił mnie Gabryś, mój przyjaciel. Poznałam go jako pierwszego na roku. Napisał do mnie już w wakacje i jak tylko przyjechałam do Lublina spotkaliśmy się i nie minęła chwila jak staliśmy się nierozłączni. Ponieważ Gabryś jest tutejszy oprowadził mnie po Lublinie, ale że lubię chodzić niewydeptanymi ścieżkami odkryliśmy dzięki mnie wiele nowych miejsc.
   - Tośka, co dzisiaj robisz?
   - W jakim sensie?
   - No, jakie masz plany? Musisz zrobić pranie, dokończyć książkę, obejrzeć serial, pouczyć się?
   W tym momencie zeszliśmy na parter i moim oczom ukazał się rozpromieniony na mój widok blondyn.
   - Tosia?
   - Tak? Przepraszam, zamyśliłam się. Co mówiłeś?
   - Pytałem się o twoje plany na dzisiaj, a potem zapytałem czy nie chcesz do mnie przyjść i w coś pograć. 
   - Chętnie, ale innym razem, bo muszę z kimś pogadać - wskazałam mu głową stojącego za nim i uważnie nas obserwującego Roberta.
   Gabryś spojrzał na niego i pokiwał głową. 
   - Rozumiem, zdradzasz mnie. No, dobra, dzisiaj ci odpuszczę, ale jutro musimy rozwalić parę typków i ocalić niewinne istoty.
   - Wiadomka - zaśmiałam się. 
   - To do jutra - cmoknął mnie w policzek jak to miał w zwyczaju.
   - Pa.
   Podeszłam do Roberta.
   - Kolega? - zapytał. 
   - Przyjaciel - odpowiedziałam i wyszłam na zewnątrz. 
   - Może pójdziemy do KFC? Po co marznąć na dworze?
   - Nie opłaca nam się wchodzić na piętnaście minut.
   - Liczę, że zostaniemy chwilę dłużej - uśmiechnął się szeroko.
   - Robert, chciałeś piętnaście minut, więc streszczaj się, bo zostało ci dziesięć. 
   - O, nie, nie zacząłem ci się tłumaczyć. 
   - No to mógłbyś zacząć i tak jak obiecałeś dać mi spokój. 
   - Dlaczego taka jesteś? Przecież się staram.
   - Mogłeś o tym pomyśleć dwa lata temu jak łamałeś mi serce swoim milczeniem.
   Spuścił wzrok. Ruszyłam w stronę przystanku. Chłopak westchnął, zrównał się ze mną i zaczął opowieść.
   - Mało kto wie, że miałem wtedy dziewczynę. Emilki rodzice byli bardzo przeciwni temu związkowi ze względu różnic... majątkowych, że tak powiem. W każdym razie musieliśmy się ukrywać i tylko parę osób wiedziało o Emilce. Swoją drogą dlatego się z nas śmiali, nie wiem czy pamiętasz.
   - Pamiętam. 
   - Kretyni wiedzieli, że jestem zajęty, a wplątali ciebie w swoje głupoty. Na marginesie z żadnym z nich nie utrzymuję kontaktu.
   - Dobrze, co z tą Emilką?
   - Byłem w niej zakochany, ale gdy poznałem ciebie... Coś we mnie pękło. Starałem się nie zwracać na to uwagi, ale z każdym twoim uśmiechem to się pogłębiało. W końcu powiedziałem sobie krótko: jeśli nie przejdzie mi przez ferie zimowe kończę z Emilką i próbuję umówić się z Tobą. I tak miało być. Po feriach,gdy znów cię zobaczyłem, a ty jak zawsze uśmiechnęłaś się promiennie, uznałem, że starczy tego wszystkiego i zrywam z Emilką.
   Niestety to ona pierwsza oznajmiła mi cudowną nowinę: "jestem w ciąży". Zatkało mnie. W jednej chwili oblał mnie zimny pot i zrobiło mi się gorąco. Nie byłem w stanie wykrztusić słowa, a ona się cieszyła. Zaczęła snuć plany, że po maturze razem zamieszkamy, pójdę do pracy i będziemy radośnie oczekiwać maleństwa. A ja tylko przytakiwałem, nie myślałem trzeźwo. Nie spałem przez całą noc, rozmyślając co będzie. Przecież jej rodzice nas zabiją, a ja nie dam rady utrzymać jej i dziecka. Cała ta sytuacja wydawała mi się jakąś totalną abstrakcją. Ale niestety, musiałem przyjąć to na klatę i stać się odpowiedzialnym za dwie osoby mężczyzną. To się też wiązało z tym, że muszę z tobą całkowicie skończyć i unikać zbyt bliskich kontaktów. Nawet wzrokowych, bo doprowadzały mnie do szaleństwa. 
   A potem ten twój list... Boże, Tosia, nawet nie wiesz jak chciałem ci odpisać, że nie zerwiemy kontaktu, że chcę cię bliżej poznać i nie daję sobie rady z wystrzeganiem się ciebie. Ale nie mogłem, pękłbym, a nie mogłem tego zrobić. Była Emilka, było dziecko...
   Jak się potem okazało wszystko było kłamstwem. Emilka po maturze oznajmiła mi, że wyjeżdża do Anglii. Gdy zapytałem co z dzieckiem powiedziała, że się pomyliła, była u lekarza i nie była w ciąży. Byłem na siebie wściekły, że wcześniej tego nie sprawdziłem. Dałem się wykiwać jak dziecko. Do niej już nigdy się nie odezwałem.
   Miałem nadzieję, że teraz już mogę do ciebie wystartować, ale jak zobaczyłem twój smutny wzrok, wtedy na rozdaniu świadectw, cała nadzieja ze mnie uleciała. Ty już mnie wyrzuciłaś ze swojego życia. 
   Jak zobaczyłem cię wtedy z autobusu myślałem, że śnię, że mi się przywidziało. Wiedziałem, że to znak, a ja dostałem szansę na naprawienie błędu.
   Zamilkł. Staliśmy już na przystanku i za dwie minuty miał przyjechać mój autobus.
   - To wszystko?
   - Chcę cię jeszcze przeprosić za ten zmarnowany czas i za moje milczenie. Było mi wstyd, że jestem takim kretynem i bałem się,  że odprawisz mnie z kwitkiem.
   - Ok.
   Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. Zajechał mój autobus.
   - Muszę jechać, na razie.
   Odeszłam, nie czekając na odpowiedź.
   W autobusie łzy spływały mi ciurkiem po twarzy. Nie wiem, dlaczego. Może z żalu, że tak się stało. Gdyby nie ta kretynka może bylibyśmy razem. Teraz jest inaczej niż byłoby wtedy.
   - Wszystko w porządku? – zapytała mnie starsza pani.
   - Tak – zaszlochałam i wytarłam łzy.
   - Nie jest tego wart – rzekła i odwróciła się, zostawiając mnie samą z tym stwierdzeniem.
   Najgorsze było to, że był wart, jak się okazało. Sięgnęłam po telefon w momencie, gdy przyszła wiadomość.

Jestem w Lublinie do przyszłej środy. Jeśli chciałabyś się spotkać w weekend albo potem to pisz, dzwoń, cokolwiek. Chciałbym, żebyś mi wybaczyła, ale zrozumiem, jeśli będzie inaczej. Gdybym mógł cofnąć czas, byłoby inaczej. Wybacz mi, Tosia, proszę.

   No i co ja miałam zrobić? Przecież ona go podle oszukała, a on okazał się dojrzałym facetem, gotowym ponieść konsekwencje swoich czynów. Tak jak teraz.

Spotkajmy się jutro o 11 pod KUL-em. – odpisałam.

Będę na pewno, dziękuję.

   Nie byłam pewna czy dobrze robię. Ale czy ja jestem czegokolwiek teraz pewna?

***
Nie chciałam, żeby to było takie długie, ale tak się wczułam, że mam jeszcze dwie części ;) A trzecią w drodze. Trzecią i ostatnią, koniec, muszę wymyślić nowe :D
Do następnego :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz