poniedziałek, 1 grudnia 2014

Spotkanie po latach cz. II

- O rany, już myślałem, że się pomyliłem. Cześć - objął mnie przyjaźnie, a ja odwzajemniłam delikatnie jego uścisk. - Kopę lat się nie widzieliśmy! Co słychać? Nie wiedziałem, że studiujesz w Lublinie.
- Co ty tu robisz? - głos mi się łamał. Wszystkie wspomnienia i uczucia powróciły w jednej chwili.
- Przyjechałem na parę dni do babci, a teraz wracam z Tesco.
- W środku tygodnia przyjechałeś? A studia?
- Musiałem, babcia jest chora.
- Rozumiem.
- To co słychać? - ponownie uśmiechnął się szeroko.
- Wiesz co, śpieszę się trochę, muszę iść - i ruszyłam w swoją stronę.
- Poczekaj, daj mi chociaż swój numer! - krzyknął za mną.
- Na razie! - odpowiedziałam i szybkim krokiem poszłam do akademika.
- Tosia! - krzyczał za mną, ale nie ruszył się z miejsca.
Nie wybaczę mu tego milczenia przez ten cały czas. Przez pierwsze pół roku czekałam dzień w dzień na odpowiedź. Mógł w paru zdaniach napisać, że życzy mi jak najlepiej, ale (i tu jakiś głupi argument typu "wyjeżdżam i to by nie miało sensu"). To by miało sens, ale nie spierałabym się. Nie chce, to ok. A tak miałam cały czas nadzieję, że jednak napisze. To już było męczące.
A teraz, jak gdyby nigdy nic mam mu się rzucić w ramiona i być szczęśliwa, że go widzę.
Byłam szczęśliwa, ale on nie musi o tym wiedzieć.
Przez resztę wieczora byłam bardzo rozkojarzona i moja współlokatorka to zauważyła.
- Wesele się szykuje?
- Co? Nie!!! - odpowiedziałam gwałtownie.
- Mieszasz tą herbatę i mieszasz to myślałam, że dzwony na ślub biją - roześmiała się i usiadła naprzeciwko mnie. - Co się stało?
- Opowiadałam Ci kiedyś o Robercie z liceum. Pamiętasz, jak wracałyśmy z Silence.
- No, pamiętam. Ten, co się nie odezwał po twoim liście.
- Taak... Spotkałam go dzisiaj.
- Żartujesz? Gdzie?
- Na przystanku jak odprowadzałam Kasię.
- I co?
- Nic. Udawał, że się cieszy, że mnie widzi, zapytał co tam i liczył chyba na przyjacielską pogawędkę.
- A ty co?
- A ja bąknęłam, że muszę iść i uciekłam.
- Zaraz, ale co on robi w Lublinie?
- Do babci przyjechał.
- Aha - kiwnęła głową ze zrozumieniem. - I co ty na to?
- Jak to co? W dupie go mam! Przez trzy lata wysilił się na życzenia na fejsie, a teraz mam mu się rzucić w ramiona i umówić na kawę jak ze starym znajomym? No chyba nie... - rzuciłam łyżeczką trochę za głośno.
- A czemu nie?
- Bo mnie olał, rozumiesz?! Przez pół roku każdy sms, każda wiadomość na fejsie była zawodem, bo nie była od niego! O to mi chodzi! Nie jest dla mnie tylko kolegą, znajomym z liceum, ale patrząc mu w oczy zrozumiałam, że nadal go kocham! - prawie krzyczałam, więc spuściłam z tonu. - A ten bydlak nie napisał nawet jednego zdania, jednego słowa...
... nie powiedziała nic tylko podeszła do mnie i mnie przytuliła.
Nagle usłyszałam melodię "Best song ever", co oznaczało, że dzwonił mi telefon.
- Przepraszam - szepnęłam i sięgnęłam po komórkę. - Słucham?
- Dlaczego uciekłaś?
Zamarłam.
- Kto mówi?
- A z kim się przed chwilą spotkałaś?
- Skąd masz mój numer?
- Mamy wspólnych znajomych, zapomniałaś?
- Tak. I tobie też wolałabym zapomnieć.
Cisza w słuchawce. Już miałam się rozłączyć, kiedy powiedział:
- Spotkaj się ze mną, proszę. Wszystko ci wyjaśnię.
- Nie - przerwałam połączenie.
Nie wpuszczę go z powrotem do swojego życia.

***
Hej :) To już druga część zmagań Tosi z miłością do Roberta. Jak Wam się podoba? Jak myślicie, co będzie dalej? Tosia ulegnie Rafałowi czy puści go z kwitkiem? Następna część będzie troszkę wcześniej, bo ta jest trochę krótka, a następna jest już gotowa :)
Do następnego :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz