wtorek, 25 listopada 2014

"Spotkanie po latach"

- To co, wpadasz do mnie po wf? - zapytałam moją kumpelkę.
- Jasne, tylko zajdziemy do Tesco.
- Spoko.
Było listopadowe popołudnie. Poszłyśmy do Tesco, posiedziałyśmy potem u mnie w akademiku
i w końcu odprowadziłam Kasię na przystanek autobusowy.
- Dzięki za zaproszenie - objęła mnie.
- A ja dziękuję za miłe popołudnie i zapraszam częściej.
- Bardzo chętnie, pa - wsiadła do autobusu.
- Pa - zawołałam do niej i ruszyłam w stronę akademika.
Przez cały dzień miałam nieodparte wrażenie, że za coś się wydarzy. Złego albo dobrego, ale jednak. Na przystanek podjechał kolejny autobus. Minęłam wysiadających ludzi. Spojrzałam
w stronę siedzących pasażerów... Moje serce na moment zamarło, a nogi.przyspieszyły.
"Nie, to nie on, to nie może być on!" - powtarzałam sobie w myślach. "Przecież on tu nie studiuje, to nie może być..."
- Tosia? Zaczekaj!
"...on."

Trzy lata wcześniej
- Chodź, zapoznam cię z nim - Karola pociągnęła mnie za rękaw.
- Zwariowałaś? Nie! - wyrwałam się jej.
- Dlaczego? Zamierzasz do końca życia wzdychać na jego widok i już?
- Rozumiesz wyrażenie "nie ta liga"? Ja nie jestem dla niego.
- Głupoty gadasz, chodź.
- Proszę cię...
- O, Robert, cześć!
"Fuck! Fuck! Fuck!"
- Cześć - odpowiedział niepewnie. - Co tam?
- U mnie wporzo. To jest Tosia, poznajcie się. Tosia - Robert, Robert - Tosia.
- Hej - uśmiechnęłam się nerwowo i byłam pewnie czerwona jak burak.
- Cześć - uśmiechnął się, a ja myślałam, że się rozpłynę.
- No, to wy sobie pogadajcie, a ja pójdę do Misiaka - i zniknęła.
- To może na następnej przerwie, bo teraz muszę coś załatwić, ok?
- Jasne.
- Ale na następnej... - i on też odszedł, a ja ruszyłam w kierunku sali, w której miałam zajęcia.

Już Wam tłumaczę sytuację. Jestem Tosia, a właściwie Antonina, jakby ktoś nie wiedział. Gdy go poznałam byłam w pierwszej liceum, a on w trzeciej. On, czyli Robert. Boski blondyn, na którego zwróciłam uwagę już na początku września. Kiedy go poznałam był początek grudnia. To był wspaniały dzień, a tą chwilę pamiętam jakby była wczoraj.
W dużym skrócie opowiem Wam co było dalej, żeby nie przedłużać.
Na owej "następnej przerwie" nie gadaliśmy. Nie widzieliśmy się w sumie i tak jakoś wyszło. Po "zapoznaniu" zaczęliśmy wymieniać "cześć" między sobą i co jakiś czas jakieś dwa-trzy zdania. Po przerwie świątecznej jego koledzy zaczęli się z niego śmiać, jakobym była jego dziewczyną (nie, nie jestem gruba, paskudna, ruda, pryszczata ani upośledzona). Nawet nie wiem dlaczego się śmiali, bo tak naprawdę nie mieli powodu. Ale jak kto lubi...
Do kwietnia nie działo się tak naprawdę nic. Tamci idioci w końcu odpuścili, my zaczęliśmy coraz więcej ze sobą gadać, wymieniliśmy się nawet numerami telefonu i parę razy pisaliśmy. Ale nadal nic poza tym.
W końcu nadszedł czas pożegnania. Kończył szkołę, więc było dla mnie jasne, że i nasz kontakt się skończy. Miałam jednak nadzieję, że tak się nie stanie i napisałam do niego list, który wręczyłam mu w jego ostatni dzień w szkole. Napisałam, że życzę mu powodzenia w życiu,ale nie chcę jednocześnie, by wymazał mnie z pamięci i, że mam wielką nadzieję, że to nie będzie koniec. Ale był...
Na list nie odpowiedział. Widziałam go potem dwa razy jak miał matury i ostatni raz, gdy odbierał świadectwo maturalne. Wysyłaliśmy sobie życzenia na urodziny (ma trzy dni przede mną) i na Boże Narodzenie. I tyle w temacie.

I nagle nikt inny jak właśnie ON, Robert, stoi przede mną. W Lublinie, choć sam studiuje i mieszka
w Łodzi. Stoi z tym swoim rozbrajającym uśmiechem i czeka, aż coś powiem...

***

Hello :D Jak Wam się podoba pierwsza część opowiadania? Długo nad nią nie myślałam, czasem wena po prostu z niczego na mnie spływa. Kolejną część przewiduje za jakiś tydzień, może mniej, wpadajcie często to na pewno nie przegapicie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz