niedziela, 11 stycznia 2015

Spotkanie po latach cz. VI



Następnego dnia babcia Roberta zaprosiła mnie na obiad. Potem spacerowaliśmy po Krakowskim Przedmieściu. Robiliśmy sobie mnóstwo zdjęć, zaszliśmy do kawiarni. Zamówiliśmy kawę i szarlotkę, która okazała się być najlepszą szarlotką jaką kiedykolwiek jadłam. Robert twierdził, że jego babcia jak miała siły robiła lepszą, ale teraz już jej się nie chce. Pochodziliśmy jeszcze trochę po Lublinie i zwinęliśmy się do mnie, obejrzeć jakiś film, zamówić pizzę i posiedzieć po prostu we dwójkę. Zostały nam dwa dni. Za dwa dni Robert wracał do siebie, a ja do rzeczywistości.
Mój facet już nic nie wspominał o rzekomych zaręczynach. Ja za to myślałam nad tym cały wczorajszy wieczór. Czy ja bym chciała za niego wyjść? Traktowałam go raczej jako chłopaka, ale nie na wieki wieków. Było nam dobrze, ale czy to by miało wystarczyć, żeby się pobrać?
Ale co ja się zastanawiam, jak ja mam dopiero dziewiętnaście lat! Dwadzieścia w tym roku. Przecież nie wyskoczy mi z zaręczynami skoro mieszkamy od siebie tak daleko i nasz związek głównie opiera się na telefonie i Facebook’u.
Jakże się myliłam…
Gdy weszliśmy do mojego akademika przy recepcji okazało się, że nie ma nikogo, co mnie zdziwiło, bo o tej porze wszystkie dziewczyny powinny być. Ale mój chłopak znowu wszedł z Agatą w konspirację i gdy otworzyłam drzwi pokoju i zapaliłam światło, moim oczom ukazał się stół pokryty czerwonym obrusem papierowym i zastawiony dwoma talerzami, sztućcami i jedzeniem. Kurczak był jeszcze gorący, więc Agata musiała wiedzieć, że za moment będziemy.
- Podoba ci się? – Robert szepnął mi do ucha.
- Agata?
- Tym razem pomogły mi wszystkie twoje koleżanki. Są bardzo uczynne.
- Oczywiście – podeszłam do stołu.
- Jedzmy, bo wystygnie – zarządził i odsunął mi krzesło.
Kurczak był wyśmienity, nie wiem jak Agata to zrobiła jak na nasze akademickie warunki, ale byłam pod wielkim wrażeniem. Było też wino, które o dziwo też mi smakowało, bo zazwyczaj stroniłam od niego. Widziałam po zachowaniu Roberta, że coś jest nie tak. Kręcił się na krześle jakby miał robaki, miał rozbiegany wzrok i mało mówił.
- Kochanie, wszystko w porządku?
- Dlaczego pytasz?
- Dziwnie się zachowujesz.
- Tak właściwie to jest coś, o czym muszę ci powiedzieć.
- Tak?
- Widzisz, zastanawiałem się nad naszym związkiem. Może i znamy się od tych paru lat, a tak naprawdę od paru miesięcy, nie widujemy się często, ale wiem, że cię kocham i nigdy nie przestanę, rozumiesz?
- Do czego dążysz?
Wstał.
- Tosia, może jestem szalony, a może po prostu zakochany, ale… - klęknął przede mną na jedno kolano - … wiem czego chcę – sięgnął do kieszeni marynarki. – Dlatego chcę cię zapytać, czy za mnie wyjdziesz? – Otworzył pudełeczko, w którym był niewielki złoty pierścionek. – Wiem, że to nie jest ten sam co wczoraj oglądaliśmy, ale na razie mnie na niego nie stać – zaśmiał się.
Mi nie było do śmiechu. Nie miałam łez szczęścia w oczach, ani nie cieszyłam się ze swojego szczęścia.
- Żartujesz, prawda? – zapytałam poważnie.
- Nie, dlaczego miałbym żartować z takich rzeczy? – uśmiech mu trochę przygasł, ale nie całkiem.
- Robert, ja mam dopiero dwadzieścia lat!
- I co z tego? Inne dziewczyny w twoim wieku mają już dzieci.
- Ale ja nie jestem „inna”!
- Kochanie, nie musimy od razu organizować ślubu, chcę cię tylko „zaklepać” – zaśmiał się z własnego żartu.
- Zaklepać? A co ja jestem, dżinsy na przecenie? Traktujesz mnie przedmiotowo?
W końcu przestał się szczerzyć.
- Nie to miałem na myśli.
- A ja nie to miałam na myśli wybierając z tobą pierścionek zaręczynowy. To był taki żart, Robert, poszliśmy tam z nudów!
- Ja odebrałem to inaczej.
- Mówiłam ci, że jest dużo za wcześnie – wstałam i chodziłam po pokoju. - Boże – przeczesałam włosy palcami. – Przecież my się nawet nie znamy tak dobrze!
- Powiedziałem, że nie musimy się tak od razu pobierać  - wstał. – Możemy być narzeczonymi nawet parę lat.
- Ale po co to w ogóle? Gorzej jest zerwać zaręczyny niż zwykły związek?
- Planujesz ze mną zerwać?
- Nie o to chodzi, ale co jeśli nam nie wyjdzie? Po dwóch miesiącach chcesz założyć, że już zawsze będziemy się kochać i będzie tak wspaniale? Robert, ile ty masz lat?
- Myślmy pozytywnie, przecież wiele par poznaje się w młodym wieku i są ze sobą do końca życia.
- Ale ja tak nie chcę. Mam jeszcze czas na planowanie i zakładanie rodziny. Dopiero się wyrwałam  z rodzinnego domu, a ty już byś pewnie chciał, żebyśmy razem zamieszkali.
- Nie ukrywam, że zakładałem taką opcję.
- To nie zakładaj więcej – warknęłam.
Wkurzyłam się na maxa! Jeszcze się nie zdążyłam wyszaleć, a już bym miała paradować z pierścionkiem na palcu? Robert był moim pierwszym poważnym chłopakiem, ale nie chciałam, żeby był ostatni. Kochałam  go, ale wiedziałam, że to się może w każdej chwili skończyć. Znałam też siebie – lubiłam chłopców i nie byłam bierna na ich podrywy. A Robert traktował to wszystko zbyt poważnie. W wieku dwudziestu dwóch lat chciał się zaręczać!
- Więc co?
- Myślę, że powinniśmy się rozstać – powiedziałam stanowczo.
- Co?!
- Zbyt poważnie traktujesz nasz związek, dlatego lepiej będzie jak to od razu skończymy.
- Co ty mówisz? Jeśli nie chcesz przyjąć oświadczyn to w porządku, ale nie zostawiaj mnie!
- Przykro mi, Robert, ale chyba tak będzie lepiej.
- Dla kogo lepiej? Dla ciebie? Dlaczego boisz się takiego poważnego zobowiązania?
- Ja się nie boję! Ja go po prostu nie chcę!
- Kochanie – ruszył w moją stronę. – Czy ktoś cię kiedyś skrzywdził i dlatego nie chcesz?
- Przestań – wyciągnęłam przed siebie ręce, żeby mnie nie objął. – To wcale nie o to chodzi. Ja po prostu nie chcę tak wcześnie czegokolwiek planować i mówiłam ci o tym wczoraj. Rozmawialiśmy o ślubie dla żartu, ale ty musiałeś zrobić po swojemu i wyskoczyć z zaręczynami! – zaczęłam krzyczeć.
- Przepraszam – spuścił głowę.
- Nieważne. Powinieneś już iść.
Otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zrezygnował. Zabrał kurtkę i pierścionek ze stołu i wybiegł. Usiadłam na podłodze i się rozpłakałam. Dlaczego musiał wszystko zepsuć? Było nam dobrze tak jak jest, a on musiał wszystko rozwalić! Schowałam twarz w ramiona i łkałam głośno. Co on sobie myślał?!
Gdy żal ustąpił znowu pojawiła się wielka złość na niego. Mówiłam, że jest dla mnie za wcześnie. A na samym początku ustaliliśmy, że zobaczymy co z tego będzie, żebyśmy poczekali. Ale nie, przecież jemu się ubzdurało, że chce mnie „zaklepać”. To był cios poniżej pasa. Wstałam z podłogi, wytarłam mokre policzki i zaczęłam zbierać talerze ze stołu. Resztę jedzenie schowałam do lodówki, zmyłam naczynia i postanowiłam pooglądać seriale na laptopie.

Gdy przyszły dziewczyny byłam już wykąpana i czytałam książkę. Było po dwudziestej drugiej.
- Tosia? – Agata spostrzegła mnie przez szparę w drzwiach. – Jak było?
Wszystkie wpakowały się do mnie do pokoju i patrzyły wyczekująco.
- Czyj to pomysł z tą kolacją?
- Roberta. Napisał wczoraj do mnie, wszystko zaplanował, zrobił zakupy i przejęłyśmy je przed twoim wyjściem. Byłyśmy na bieżąco gdzie jesteście i zmyłyśmy się minutę przed tym jak przyszliście – uśmiechnęła się moja kumpela. – Fajnie było?
- Dziękuję wam za zaangażowanie, ale straciłyście tylko czas – spojrzały po sobie zdziwione. – Rozstaliśmy się.
- Co?! – zawołała Agata.
- Dlaczego? – zapytała Marzena.
- Oświadczył mi się mimo tego, że mówiłam mu, że tłumaczyłam, że nie chcę tak poważnie się wiązać. Do diabła, przecież my się tak naprawdę znamy dwa miesiące!!!
- Trochę dłużej – powiedziała cicho Asia.
- Tamto się nie liczyło! Nasza znajomość polegała na: „cześć” – „cześć”.
- Kurde, a my się tak starałyśmy – jęknęła Weronika.
- Przykro mi, dziewczyny. Doceniam to, ale niestety.
- Ale patrzcie, nic nam nie powiedział, że chce się oświadczyć – zauważyła Aśka. – Mówił, że chce ci zrobić miłą niespodziankę przed wyjazdem.
- Możecie nas zostawić na sekundę same? – Agata usiadła koło mnie na łóżku.
- Jasne – wyszły i zamknęły za sobą drzwi.
- Agata, jeśli chcesz mnie opieprzyć to daj sobie spokój, nie zaręczę się w wieku niecałych dwudziestu lat!
- Nie zamierzam cię opieprzać za zaręczyny. Uważam, że dobrze zrobiłaś, a on w tym momencie przegiął. Chciałam się zapytać dlaczego od razu z nim zerwałaś?
- Bo jaki miałby sens nasz związek po tym jak dałam mu kosza? Już nigdy nie patrzylibyśmy na siebie tak jak kiedyś. On by widział we mnie tą, która odrzuciła jego oświadczyny, a ja bym drżała na każdej romantycznej kolacji, że chce zrobić to samo.
- To nie kochasz go?
- Kocham, ale nie mogę z nim być skoro on niby traktuje mnie poważnie, a nie potrafi uszanować mojej decyzji. Już nawet planował, że zamieszkamy razem, a miało być tak, że po skończeniu licencjatu po prostu zamieszka u babci i będziemy parą. Parą, a nie narzeczeństwem! Dopiero zaczęłam studia, liznęłam tylko wolności i co, już miałabym z nim zamieszkać i już nigdy nie poznać nowego faceta, nie pójść na pierwszą randkę, nie pocałować się po raz pierwszy? Dziękuję bardzo…
- Widzę, że nie doceniasz tego co masz.
- Agata, to nie chodzi, że nie doceniam. Po prostu jest dla mnie za wcześnie, a jego nie traktowałam tak poważnie jak on mnie, więc lepiej było to od razu zakończyć.
- Robert to fajny facet, ale skoro tak uważasz – wstała, ale złapałam ją za rękę.
- Przepraszam, że wasza praca poszła na marne.
- Nie masz za co przepraszać. Gdybym wiedziała co planuje, wybiłabym mu to z głowy. A na ciebie nie jestem zła. Mam nadzieję, że zostało coś do żarcia – puściła mi oczko.
- Jest w lodówce. Przytul mnie.
Objęła mnie, a ja pierwszy raz tego wieczora byłam stuprocentowo pewna, że dobrze zrobiłam.
- Idę zjeść, bo jestem szalenie głodna.
- Ok.
- Przyjdziesz do nas?
- Nie, poczytam jeszcze chwilę i idę spać, jutro rano mam zajęcia.
- Jasne. Dobrej nocy, mała – cmoknęła mnie w czoło i wyszła.

Rano odczytałam sms-a od Roberta, którego wysłał w nocy.

Przepraszam Cię za wszystko. Mogłem poczekać, ale byłem niemal pewny, że czujesz do mnie to samo co ja do Ciebie. Nie chcę się z Tobą rozstawać, jednak tym razem uszanuję Twoją decyzję. Wyjeżdżam o 12 z Lublina. Jeśli jesteś gotowa mi wybaczyć i zacząć od nowa – przyjdź na Dworzec PKS. Będę czekał. Kocham Cię.

***
Nie spodziewaliście się takiego obrotu sprawy, co? :D Ja też nie, dopiero pisząc to wpadłam na ten pomysł. w końcu w życiu nie jest tak kolorowo, a Tosi i Robertowi i tak się poszczęściło, że się spotkali tak daleko od domu. Jest to przedostatnia część, na następną zapraszam w środę o godz. 20 :)

Wiem, że od trzech wpisów są tylko kolejne części opowiadania, ale zrozumcie - wróciłam po tak długiej przerwie do Lublina, musiałam się ogarnąć, pozałatwiać trochę spraw. Ale jutro wstawię relację z ostatniego "obiadu czwartkowego" i potem parę autorskich zdjęć ;) Dużą frajdę mi ostatnio sprawia fotografowanie, szczególnie swoich paznokci :D

Dobra, życzę Wam dobrej nocy i wspaniałego nowego tygodnia :)
Buźka :* 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz